Lima

przez Rudeiczarne Travel Blog

Do Limy dotarliśmy po 2 h jazdy autobusem na dworzec autobusowy. Stamtąd musieliśmy się dostać do akademika, w którym mieliśmy zorganizowany nocleg przez naszego kumpla (pozdrawiamy, Kamil!), który jakiś czas temu mieszkał w Limie w tym właśnie akademiku. Z racji tego, że miejsce docelowe znajdowało się dość spory kawałek od dworca, a z dojazdem autobusem tam naprawdę ciężko, skorzystaliśmy z usług taksówki. W Limie każdy przestrzega, by nie brać taksówek niezrzeszonych (zrzeszone mają żółty pasek na tablicy rejestracyjnej), bo niejednokrotnie kończy się to kradzieżami, a w wyjątkowych sytuacjach, w razie stawiania dużego oporu, nawet gorzej.

Zostawiliśmy rzeczy w akademiku i nie tracąc czasu ruszyliśmy w stronę głównego placu Limy, czyli Plaza de Armas. Plac zatłoczony niesamowicie, a przez pobliskie deptaki po prostu nie można było się przebić. Dzikie tłumy wyszły na ulice.

Na placu znajduje się m.in. katedra i pałac prezydencki.

IMG_4092IMG_4103 IMG_4104Co ciekawe, wokół Plaza de Armas ciężko o jakąś restaurację czy knajpkę, która nie jest Fast foodem. Ogólnie, idąc przez Limę ma się wrażenie, że jej mieszkańcy jedzą tylko i wyłącznie Fast foody.

A tutaj zdjęcie z deptaku- pamięta ktoś jeszcze bajkę o Droopy’m? J

IMG_4107Ogólnie spacerowaliśmy po centrum, a w zasadzie przeciskaliśmy się między ludźmi, co było wątpliwą przyjemnością i szczerze mieliśmy już powoli dość tego miasta. Cały czas szukaliśmy czegoś, co może wywołać jakieś pozytywne wrażenia, ale było naprawdę ciężko. Ostatecznie jednak dotarliśmy do parku, w którym znajduje się największy na świecie kompleks fontann, wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Paradoksalne dosyć, gdy pomyśli się o tym, że niemal 2 mln spośród ponad 8 mln mieszkańców Limy nie ma dostępu do wody pitnej.

W parku tym też znajduje się dość ciekawa fontanna multimedialna. Przedstawia ona peruwiańskie tańce narodowe, wykonane jednak są one dość słabo. Określa się tą fontannę jako fenomenalną, genialna itd. Itp., nam jednak mimo wszystko bardziej podobają się te w Barcelonie, ale co kto lubi.

IMG_4117I tu kilka zdjęć z pozostałych fontann

IMG_4130 IMG_4146 IMG_4151 IMG_4167Na terenie parku w tunelu znajduje się także mini wystawa związana z zanieczyszczeniem wód gruntowych, przy której warto się na chwilę zatrzymać.

Po długim spacerze po parku wróciliśmy do akademika. Lima póki co nas nie zachwyciła, ale postanowiliśmy jej jeszcze dać szansę następnego dnia. Trzeba podkreślić, że ze względu na liczne trzęsienia ziemi nawiedzające to miasto, niestety niezbyt wiele zabytków przetrwało, co sprawia też, że jest ono mniej atrakcyjne dla turystów. Podkreśla się także wysoką dość przestępczość w Limie. Niejednokrotnie z resztą tubylcy nas ostrzegali, byśmy uważali i mieli oczy dookoła głowy. O czymś to świadczy.

Następnego dnia spakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy tak, by były gotowe do lotu do Europy i już z plecakami ruszyliśmy do dzielnicy Miraflores, często uważanej za tą najładniejszą część Limy. Trzeba przyznać, że tu jest naprawdę ładnie.

Z racji tego, że byliśmy już z całym naszym dobytkiem na plecach, nie poruszaliśmy się jakoś fenomenalnie szybko i dlatego też zdecydowaliśmy, że już prosto z Miraflores ruszymy na lotnisko.

Klify wchodzące prosto do oceanu robią wrażenie. Na wielu z nich swoje gniazda mają kondory, które można oglądać na wyciągnięcie ręki. Stąd także można startować na paralotni. Widoki z góry muszą być oszałamiające i pewnie gdybyśmy mieli więcej czasu i gdyby nie nasze plecaki, mocno zastanawialibyśmy się nad tym, czy nie spróbować lotu na paralotni. Cóż, pozostało pomarzyć.

IMG_4173 IMG_4182 IMG_4187 IMG_4192Ostatnim punktem w Limie była plaża pod klifami. Nie jest to może piękna, piaszczysta plaża z krystalicznie czystą wodą, ale za to wysokie fale są dużą atrakcją dla surferów.

IMG_4205Z plaży zaś musieliśmy już łapać taksówkę na lotnisko, na które jedzie się jakieś 45-50 minut. Zabawne, że w ponad 8 milionowej stolicy Peru trudno o transport na lotnisko międzynarodowe komunikacją miejską i w zasadzie jedynym sposobem na dostanie się tam jest wzięcie taksówki. Koszt-45soli ( to w dalszym ciągu dużo mniej niż cholerne autobusy z lotniska w Paryżu!!!).

Takim oto sposobem skończyła się nasza podróż po Ameryce Południowej. Nie jest to jednak ostatnia podróż na ten fascynujący kontynent i jesteśmy pewni, że wrócimy tu prędzej niż myślimy. Już mamy w głowie kolejne wyprawy i trasy, których realizacji nie możemy się doczekać. Tymczasem ruszamy ku Europie, gdzie po drodze mamy kilkugodzinny postój w Madrycie, który zamierzamy także zwiedzić, a potem 1,5 dnia w Paryżu. Zatem następny wpis już z Europy.

Niechętnie żegnamy się w piękną Ameryką Południową, ale wrócimy tu jeszcze!

Adios!

Sprawdź także

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ta strona korzysta z plików cookies (tzw. ciasteczka). Możesz zaakceptować pliki cookies albo wyłączyć je w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Czy akceptujesz wykorzystywanie plików cookies? Akceptuj Dowiedz się więcej