Tak, tak, ten wpis miał się tu pojawić jakiś rok temu. Bloga zaniedbaliśmy nieco, ale wizja kolejnej podróży mobilizuje do uzupełnienia wpisów z zeszłego roku, zanim pojawią się tegoroczne.
Przyznamy, że dłuższy postój w Paryżu był nam trochę nie na rękę, gdyż serio, byliśmy już po prostu zmęczeni, a też w Paryżu byliśmy już kilka razy, więc większość miejsc już znamy z poprzednich wizyt. Mimo wszystko wciąż nie zaliczyliśmy szczytu wieży Eifella, zawsze, widząc gigantyczną kolejkę, obiecujemy sobie, że następnym razem na pewno pójdziemy, jednak znów przesunęliśmy to na „następny raz”.
W Paryżu nocowaliśmy w miłym hostelu, w którym na recepcji pracowała Anna, uprzejma, uśmiechnięta Polka, jak się okazało dopiero gdy usłyszała nasze rozmowy między sobą. Przyjechaliśmy bardzo późno, więc zdążyliśmy tylko coś zjeść i padliśmy do łóżek.
Rano przeszliśmy się pod wieżę Eiffela, do której z hostelu mieliśmy raptem 10 minut pieszo, potem zaś postanowiliśmy odwiedzić wreszcie Wersal, na który nigdy dotąd nie mieliśmy czasu. Pogoda może nie była jakaś zachęcająca, bo dzień był raczej ponury i wietrzny, jednak czego można się spodziewać po końcówce października.
Drugiego dnia z samego rana odwiedziliśmy jeszcze La Defense, czyli nowoczesną część Paryża. Dalej zaś już pojechaliśmy na lotnisko Beauvis skąd polecieliśmy do Krakowa.
Nie będziemy opisywać całej wizyty w Paryżu, gdyż wydaje nam się to zbędne. Bądź co bądź, jest to już Europa, więc po ponad 5 tygodniach spędzonych w Ameryce Południowej, pełnej przygód i nieco bardziej egzotycznych widoków, Paryż, w którym jesteśmy n-ty raz nie mógł zrobić na nas wrażenia większego niż Rio, Machu Picchu czy Pustynia Atacama. Oczywiście nie odmawiamy niewątpliwego uroku, wdzięku i dostojności tak Paryżowi, jak i Wersalowi, który swym ogromem i urodzie onieśmiela, jednak to wciąż nam już tęskno za niejaką dzikością kontynentu, z którego właśnie wróciliśmy…
Wrzucamy więc kilka zdjęć z Paryża i Wersalu, jako ładna puenta naszego wyjazdu, dalej zaś wróciliśmy do Polski, już snując plany na powrót do Ameryki Południowej, za którą tak tęskno…
Wersal
Notre Dame
Centre Pompidou
La Defense
2 komentarze
Fajnie było sobie przypomniec Paryż.
Kiedyś zdarzyło mi się,jako pasażerka,pojechac na motocyklu z Zurichu do Paryża.
To było wariactwo!!! O 4.00 rano ruszamy,przyjeżdżamy o 20.00, nie mając noclegu.
Bardzo mi się spodobał wiosenny Paryż,a na wieżę Eiffla też nie weszłam.Kolejka była straszliwa.Przerażają mnie duże miasta, dzikie tłumy i zakorkowane ulice.Chyba najbardziej spodobała mi się dzielnica Monmartre.Byłam tylko trzy dni,ale zostało to miasto w mojej pamięci na zawsze.
Serdeczności przesyłam!
Irenko, dokopujesz się do wpisów, które od miesięcy obiecujemy sobie edytować i wypieścić, początki blogowania bywają straszne, gdy sięgniesz kilka lat wstecz i popatrzysz, ile dziś byś zmieniła! 🙂 Musimy do tego wreszcie przysiąść.
Zawsze marzyliśmy o wyprawie na motocyklu, mieliśmy plan ruszyć na motorze przez Gruzję, ale urlopu nam nie klepnięto 🙁 Ale co się odwlecze to nie uciecze, marzenie poczeka na swoją kolej 🙂
Też nas duże metropolie przerażają, myśleliśmy o przeprowadzce do Barcelony, ale jak sobie pomyślimy o tych korkach, tłumach, komunikacyjnym zamęcie…zaczyna się wtedy doceniać malutką Maltę, gdzie wszędzie dojedziesz szybciutko! 🙂
Pozdrawiamy cieplutko!