San Pedro de Atacama

przez Rudeiczarne Travel Blog

Tym razem, jako że zbyt wiele do roboty nam nie zostało, postanowiliśmy wreszcie się wyspać i na spokojnie zjeść śniadanie i bez żadnego pośpiechu spędzić ten dzień. Trzeba przyznać, że po wyprawie rowerowej po Atacamie tyłki były nieco obolałe 🙂

Dalej ruszyliśmy w miasteczko ogarnąć nasz nowy hostel, gdzie się dokładnie znajduje, bo prawda jest taka, że każda mapa, ale też każdy tubylec mówił o adresie, którego szukamy, zupełnie co innego. Stwierdziliśmy więc, że zostawimy nasze bagaże w dotychczasowym hostelu i ruszymy na poszukiwania. Po drodze zahaczyliśmy o posterunek lokalnych policjantów by ich także zapytać o drogę, na wszelki wypadek. Strasznie się przejęli pomocą gringo, obdzwonili chyba pół miasteczka, żeby się upewnić, czy dobrze nam wskażą drogę. Posterunek znajduje się na takim oto placyku:

IMG_1962Ostatecznie dotarliśmy do hostelu, może lokalizacja nie była tak dobra, jak poprzedniego, ale za to cisza, spokój i przestrzeń. Co by nie było całe miasteczko można obejść w jakieś max 40 minut, więc wszędzie de facto jest blisko.

Do „centrum” wracaliśmy spacerkiem, zatrzymując się w kolejnych biurach, by wykupić kolejną wycieczkę do Boliwii, która być może tym razem się odbędzie. Wykupiliśmy nieco droższą opcję- 100 000 pesos, ale z pewniejszą firmą, polecaną przez wszystkich tubylców. O trasie nieco później.

Dalej pomknęliśmy w poszukiwaniu czapek, które będą nas chronić przed słońcem (gdyż jesteśmy w posiadaniu zimowych), bo na takiej wysokości, na jakiej będziemy się znajdować, słońce będzie grzało nieubłaganie. Można kupić np. taką z lamiej wełny, której jednak nie wybraliśmy.

IMG_1967Uzupełniliśmy jeszcze zapasy przekąsek na drogę i przespacerowaliśmy się po miasteczku. W skrócie wygląda ono tak, jak poniżej. Maleńkie, ale bardzo przyjemne.

IMG_1968 IMG_1979 IMG_1966Postanowiliśmy zatrzymać się jeszcze w naszym poprzednim hostelu, bo szczerze mówiąc chcieliśmy odciągnąć moment dźwigania plecaków i 10 litrów wody, którą zakupiliśmy dzień wcześniej na wycieczkę. Poza tym lekki chill out nigdy nikomu jeszcze nie zaszkodził. Dlatego też wylegiwaliśmy się na hamakach wsłuchując się w rytm chilijskiej muzyki, popijając ostatnie piwo aż do Peru zapewne, bo wysokość nam na takie przyjemności nie pozwoli. Wreszcie udało się też nadrobić zaległości na blogu, na którym ostatnio nie mieliśmy czasu nic pisać.

IMG_1970 IMG_1974Dzień ten upłynął nam wiec na słodkim lenistwie, którego do końca naszego pobytu w Ameryce Południowej już nie zaznamy, bo teraz będzie już tylko intensywnie, byśmy zdążyli wszystko zrobić tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Naładowaliśmy nasze akumulatory i możemy jechać dalej i jeszcze dalej 🙂

W skrócie o naszych dalszych planach, bo pewnie przez najbliższych kilka dni nie będziemy mieć dostępu do Internetu. Wycieczka trwa 3 dni. Jutro o 7:45 wyjeżdżamy, mijamy granicę z Boliwią i jedziemy podziwiać kolejne laguny, flamingi, gejzery, wulkan, będziemy kapać się w termalnych wodach. Pierwsza noc będzie zapewne szokiem, bo temperatura nie tylko na zewnątrz, ale także w tzw. hotelu często spada poniżej 0. Dodatkowo nie ma ciepłej wody, ale kto by chciał brać prysznic i ściągać z siebie ubrania, gdy jest tak zimno J Elektryczność tej nocy jest tylko przez 2 h, jest to jedyna szansa na szybkie podładowanie telefonów, aparatów, etc. Poruszać się będziemy cały czas jeepem. Posiłki w trakcie wycieczki mamy zapewnione- śniadanie, lunch, kolacja. Jeśli będziemy bardzo zamarzać w nocy, można wypożyczyć dodatkowy gruby śpiwór. Dalej jedziemy zgodnie z poniższą mapą przed siebie, zatrzymując się na noc w hotelu, w którym wszystko zrobione jest z soli. Dodatkową atrakcją będzie ciepła woda J Następnie trzeciego dnia wstajemy z samego rana, by już na Salar de Uyuni czyli najbardziej zasolonym miejscu na świecie (ponad połowa światowych zasobów soli) podziwiać wschód słońca. Dalej zobaczymy jeszcze cmentarzysko starych pociągów, które podobno robi niesamowite wrażenie. Kończymy w Uyuni, skąd mamy już zarezerwowany nocny autobus do La Paz. To tak w bardzo wielkim skrócie, szerzej będziemy opisywać już z La Paz, czyli, jeśli nic nam nie pokrzyżuje planów, w okolicach środy.(Nasza trasa zaznaczona jest na czerwono)

mapacordilleraNie martwcie się więc o nas, do środy nie będziemy mieć czasu ani sposobności, by tutaj cokolwiek wrzucić.

Tymczasem adios, bądźcie zdrowi, my jedziemy wysoko ku niebu 🙂

Sprawdź także

4 komentarze

Tomek 6 października, 2014 - 5:46 pm

Brawo, brawo…. jak ja Wam zazdroszczę!!! Tak pozytywnie oczywiście. Ja już w PL i już zacząłem męczyć matołków na uni. Powodzenia w Boliwii!

Odpowiedz
pandruszko 10 października, 2014 - 12:45 am

Teraz pełen wrażeń po podróży, napełniony nową energią będziesz ich męczyć ze zdwojoną siłą! 🙂 Pozdrawiamy z La Paz! 🙂

Odpowiedz
jusdzik 7 października, 2014 - 10:20 pm

Patrzac na zdjecia i czytajac Wasze posty jestem prawie w 100% pewna, ze juz w glebi duszy szykujecie kolejna wielka wyprawe 🙂 zazdroszcze Wam (oczywiscie w pozytywnym tego slowa znaczeniu) tej Ameryki Pld 🙂 czekam na powrot i na pokazanie wszystkich mozliwych zdjec i opowiesci! Ps. Parmigiano i pecorino juz na Was czekaja 😀 !!!! Sciskam Was mocno i zycze Wam zeby czas plynal tak wolno jak tylko sie da :*

Odpowiedz
pandruszko 10 października, 2014 - 12:52 am

Coś tam już w głowie się tli co do przyszłości, ale narazie staramy się z całych sił zatrzymać czas i wykorzystywać go aż do cna! Dzień za dniem ucieka, miesiąc juz za nami, a nawet nie wiemy, kiedy to zleciało. Widzimy się po powrocie, a o serki dbaj, nie zjedz wszystkiego! 😀

Odpowiedz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ta strona korzysta z plików cookies (tzw. ciasteczka). Możesz zaakceptować pliki cookies albo wyłączyć je w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Czy akceptujesz wykorzystywanie plików cookies? Akceptuj Dowiedz się więcej