Zastanawiasz się co zobaczyć w Namibii? Podróż do Namibii była naszym marzeniem od wielu lat, udało nam się je zrealizować we wrześniu 2025 roku. Podczas planowania tej podróży nie znaleźliśmy zbyt wielu materiałów na temat tego kraju, dlatego po powrocie postanowiliśmy dokładnie ją opisać po to, byś mógł z niej czerpać i zorganizować swoją własną namibijską przygodę, bez spędzania wielu godzin i dni na przeszukiwaniu sieci. Namibia nas totalnie zachwyciła i skradła nasze serce na tyle, że od powrotu nie możemy przestać myśleć o powrocie, tym razem na dłużej, ale także o połączeniu kolejnej podróży po Namibii z sąsiednią Botswaną. Jesteśmy pewni, że w najbliższym czasie tutaj powrócimy. Bo przybywając tutaj raz, możesz być pewien, że ten kraj zrobi na Tobie ogromne wrażenie.
Powiedzieć, że Namibia jest piękna to jak nic nie powiedzieć… Zachwyca pod wieloma względami, a jej różnorodność jest tak potężna, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Choć nie da się ukryć, że do Namibii jedzie się przede wszystkim dla przyrody – dla widoków zwalających z nóg, dla spotkań twarzą w twarz ze zwierzętami, które dotąd oglądało się wyłącznie w filmach dokumentalnych, dla ciszy i spokoju, które koją duszę.

Przekonaj się, co zobaczyć w Namibii – przygotowaliśmy dla Ciebie gotowy plan podróży po Namibii, w której spędziliśmy 12 dni we wrześniu 2025 roku. Odkryjesz tu poszczególne atrakcje Namibii opisane dokładnie w takiej kolejności, w jakiej sami je odwiedzaliśmy. Przy poszczególnych miejscach znajdziesz linki do osobnych wpisów na naszym blogu, które szerzej skupiają się na danej lokalizacji. Pod koniec tego wpisu znajdziesz mapę z dokładnie zaznaczonymi miejscami, o których piszemy w tekście. Jeśli zaś szukasz informacji praktycznych dotyczących samodzielnej organizacji takiej podróży, znajdziesz je w osobnym tekście na naszym blogu – Podróż do Namibii – informacje praktyczne. Ruszamy na zwiedzanie Namibii!
Co zobaczyć w Namibii – Namibia – zachwycająca perła Afryki
Namibia to potężny kraj w Afryce sąsiadujący z RPA, Zambią, Botswaną i Angolą, aż 2,5x większy od Polski. Ostatnie lata przyniosły jej sporą popularność z punktu widzenia turystyki i wcale nas to nie dziwi. To kraj stworzony do samodzielnych podróży, szczególnie autem z namiotem na dachu, jest tu doskonała infrastruktura pod tego typu podróże. Drogi (co prawda szutrowe, ale bardzo dobre), świetne campy, mnóstwo wspaniałej przyrody, niesamowite zwierzęta i bezpieczeństwo, które czuć na każdym kroku. Do tego język angielski jest językiem urzędowym, co znacznie ułatwia komunikację. Choć przygotować się musisz, że nie będziesz tu spotykać nadto ludzi. Przestrzeń jest bowiem ogromna – aż 825 tys. km2, ale ludność Namibii to zaledwie 2,6 mln osób, które w większości żyją w stolicy kraju – Windhoek. Tym samym Namibia jest jednym z najsłabiej zaludnionych państw świata.

Jest także młodym krajem, jeśli mówimy o jej niepodległości. Zdobyła ją bowiem dopiero w 1990 roku, będąc przez lata kolonią niemiecką (co przyniosło jej wiele nieszczęść i tragedii), ale też południowoafrykańską. Kładzie jednak dzisiaj ogromny nacisk na ochronę przyrody, wpisując ją tym samym do konstytucji. A ma co chronić, bo na terenie Namibii znajdziesz m.in. najstarszą pustynię świata – pustynię Namib, pustynię Kalahari, park narodowy Etosha pełen dzikich zwierząt i wiele, wiele więcej. Do tego to kraj, w którym dużą rolę odgrywa górnictwo. Nie powinno to nikogo dziwić, skoro Namibia ma ogromne pokłady uranu i…diamentów. Tak też niektóre miejsca, szczególnie na południowym wybrzeżu, są niedostępne dla podróżnych, znajdują się tam bowiem mocno chronione kopalnie tych cennych kryształów. Nie przyjeżdża się tutaj jednak dla diamentów czy uranu, a nawet nie dla zabytków. Namibia zachwyca przyrodą i niesamowitą różnorodnością krajobrazów, które potrafią zmieniać się diametralnie, a w połączeniu ze światem zwierząt, które dotąd oglądałeś jedynie w filmach dokumentalnych – ta przygoda staje się czymś, co trudno opisać słowami.
Przekonaj się, co zobaczyć w Namibii i ruszaj w swoją własną podróż życia! Mamy nadzieję, że te, ale także nasze pozostałe wpisy z Namibii, pomogą Ci zorganizować swoją piękną przygodę z tym krajem.

Co zobaczyć w Namibii – atrakcje Namibii – gotowy plan podróży
Poniżej znajdziesz gotowy plan zwiedzania Namibii, który sami zrealizowaliśmy podczas naszej 12-dniowej podróży po tym pięknym kraju. Namibię odkrywaliśmy wynajmując auto z napędem 4×4 i dwoma namiotami dachowymi, dzięki czemu mogliśmy cieszyć się wolnością i docierać swobodnie do miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. To był strzał w dziesiątkę i wracając do Namibii, a już to planujemy, ponownie wynajmiemy auto z namiotami na dachu, z tej samej wypożyczalni czyli Go Rent Namibia 4×4 Rentals. To fantastyczna, lokalna wypożyczalnia, z której jesteśmy bardzo zadowoleni i o której piszemy więcej we wpisie Podróż do Namibii – informacje praktyczne, w którym znajdziesz wszystkie informacje praktyczne i wskazówki, które pomogą Ci zorganizować Twoją własną podróż po tym niesamowitym kraju. Tymczasem przekonaj się co zobaczyć w Namibii! Każde z miejsc opisaliśmy dokładnie w takiej kolejności, w jakiej sami je odwiedzaliśmy.
Dzień 1/2 – Simmenau Farmstay – pośród zwierząt – atrakcje Namibii
Większość podróżnych przylatuje do Namibii korzystając z lotniska w stolicy tego kraju – Windhuk. Jeśli przylatujesz w godzinach popołudniowych, warto zaplanować swój pierwszy dzień tak, by mieć odpowiednio dużo czasu na formalności, a zarazem nie prowadzić od razu auta po zmroku. Wtedy bowiem na drogi wychodzi sporo zwierząt, a drogi nie mają oświetlenia, dodatkowo są to w większości drogi szutrowe. Dlatego też po wszystkich formalnościach lotniskowych (wiza i Immigration, karta SIM, waluta, odbiór auta, dojazd do stolicy) warto od razu wybrać się na zakupy w Windhuk – szczególnie, jeśli podróżujesz autem z namiotem i noce spędzać będziesz na campach.
Na pierwszą noc warto więc albo zatrzymać się w stolicy albo stosunkowo niedaleko niej. My na naszą pierwszą noc udaliśmy się do Simmenau Farmstay oddalonego o godzinę od Windhuk i tamtejszy camp – Arub Camp. Simmenau to wspaniałe miejsce prowadzone przez rodzinę, a przede wszystkim uroczą Baristę i jej syna Rubena. Tutaj od lat przygarniane są zwierzęta, które mierzyły się z różnymi nieszczęściami – porzucona przez matkę ponad 31-letnia pawianka Cindy, guźce, których kłusownicy pozbawili kłów, odrzucona przez stado zebra Melro, urocze surykatki i wiele więcej.



To sanktuarium stworzone na wielkim terenie przy wodopoju, do którego codziennie przychodzą także dzikie zwierzęta – antylopy, zebry, stada pawianów. Prawdziwą królową jest tutaj Cindy, która od malucha wychowała się właśnie w Simmenau z rodziną Baristy i widać między nimi ogromną więź. Warto wspomnieć, że pawiany normalnie żyją około 15 lat, podczas gdy Cindy ma już 31 lat – jest już niewidomą staruszką wymagającą pomocy, ale kradnie serca każdego, kto ją spotka.
Na terenie Simmenau Farmstay pośród ocalonych zwierząt znajdują się 3 piękne domki, w których można nocować i cały czas być z Cindy, Melro i całą zwierzęcą rodziną. Widoki są stąd przepiękne, a w cenie noclegu jest także pełne wyżywienie, po zmroku zaś przychodzi tutaj jeżozwierz Penny wraz z jej partnerem, przyzwyczajona, że codziennie wieczorem może tu liczyć na kolację. Możliwość spędzenia tu czasu w otoczeniu tych cudownych zwierząt, obcowania z nimi, obserwacji jak głęboka więź łączy rodzinę Baristy z tymi zwierzętami to coś niezwykle wzruszającego.



Arub Camp – wspaniały camp pośród zwierząt
Simmenau Farmstay to wielki teren dzikiej przyrody zamieszkany przez zwierzęta dzikie oraz te przygarnięte przez rodzinę Baristy. Można spać tutaj w jednym z trzech domków, które są piękne, ale dość kosztowne. Dla tych, którzy szukają czegoś bardziej budżetowego, a wciąż niezwykłego, czeka Arub Camp, który znajduje się wciąż na terenie tejże farmy, zaledwie 10minut pieszo od domu Baristy, Cindy i całej zwierzęcej rodziny, na tym samym ogrodzonym terenie.




Przyznamy szczerze, że choć camp jest prosty to jego wyjątkowość tkwi właśnie w tej prostocie i kameralnej atmosferze. To sprawiło, że Arub Camp, obok Spitzkoppe, jest naszym ulubionym campem w całej Namibii i z wielką przyjemnością wróciliśmy tu na ostatnią noc przed naszym powrotem do Polski. Teren nie jest wielki, ale położony tuż przy brzegu wodopoju, do którego codziennie podchodzą dzikie zwierzęta – antylopy, zebry, pawiany i inne. Nad wodopojem rozciągnięty jest zipline, który zapewnia odrobinę adrenaliny. Na campie są ławki i stoły, jest stanowisko do gotowania ze zlewem – trzeba mieć jednak swój palnik z gazem. Lub można skorzystać z paleniska, na którym można upiec sobie coś pysznego pod gołym niebem. Prawdziwym hitem jest prysznic pod chmurką, z którego podziwiać można zwierzęta nad wodopojem, jednak by mieć ciepłą wodę, trzeba pozbierać drewno i rozpalić tzw. kozę, co tylko dodaje całemu miejscu uroku.
Jest tutaj także toaleta – również z obłędnym widokiem na wodopój i podchodzące zwierzęta. Całość urządzona jest w przytulnym klimacie – są rzeźby, afrykańskie akcenty, donice z kaktusami. Nie ma tutaj dostępu do prądu, nie ma zasięgu i na noc przydają się czołówki lub latarki, ale to właśnie sprawia, że całe doświadczenie jest niezwykłe. Nocą podziwiać możesz Drogę Mleczną i niebo pełne gwiazd, wsłuchując się jedynie w ciszę i odgłosy dzikiej przyrody. Możesz mieć pewność, że przyjdą do Ciebie także oswojone i ocalone przez Baristę guźce, które uwielbiają towarzystwo ludzi, szczególnie Kali, którego poznasz po tym, że ma tylko jeden kieł. Wychował się pośród psów co sprawiło, że sam ma zachowania typowe dla psów – uwielbia np. głaskanie po brzuchu. I trzeba przed nim pilnować jedzenia, bo to prawdziwy łasuch, którego nic nie zatrzyma przed małą kradzieżą. Ale jest przeuroczy i spędziliśmy z nim wspaniały czas. Tutaj także podziwialiśmy najpiękniejszy wschód słońca podczas całej naszej podróży. Miejsce to jest mało znane, dlatego tak pierwszą, jak i ostatnią noc podczas naszej podróży po Namibii spędziliśmy tu całkiem sami, bez innych podróżników i było to wspaniałe. Do Baristy zaś, Cindy i reszty zwierząt mogliśmy przyjść w odwiedziny, po wcześniejszym umówieniu i za drobną opłatą, która pomaga utrzymać zwierzęta. Sam camp kosztuje 180 NAD za osobę, więc jest to bardzo atrakcyjna cena i z serca to miejsce polecamy!

Dzień 2 – Solitaire i droga do Sesriem
Jadąc do Sesriem i Sossusvlei musisz zaplanować sobie wiele godzin w trasie. Biorąc pod uwagę, że to pierwszy dzień drogi i nabieranie doświadczenia na drogach szutrowych, a przy tym pierwsze spotkania z dzikimi zwierzętami, które często wchodzą na drogę, na pewno nie będziesz pędzić. Wręcz przeciwnie, zapewne wielokrotnie zatrzymasz się przy drodze podziwiając, jak na przestrzeni kilkuset kilometrów zmieniają się tutaj diametralnie krajobrazy. Od pięknych gór i kanionów, przez płaskie tereny i pustynię. Widoki w Namibii są tak różnorodne, że nie sposób się tutaj nie zatrzymywać, by kontemplować piękno przyrody. Pamiętaj jednak, by ruszać w drogę z pełnym bakiem, bo jedyna stacja benzynowa na Twojej trasie będzie w miejscowości Solitaire, zwanej najmniejszym miastem Namibii.



Określenie „miasto” jest nieco nad wyrost, bowiem Solitaire to tak naprawdę stacja benzynowa, kawiarnia, toalety, sklepik i malutki lodge z kaplicą. To jednak popularny przystanek na trasie, z kilku powodów. Przede wszystkim ze względu na słynną szarlotkę, z którą wiąże się legendarny Szkot, przybyły tutaj lata temu zachwycony założoną przez holenderskie małżeństwo farmą pośrodku pustyni. Założyli oni to miejsce w 1948 roku w celu hodowania tu owiec. Szkot – Percy „Moose” McGregor zakochał się w tym miejscu i założył tu swoją piekarnię, która do dzisiaj słynie z najlepszej szarlotki w całej Namibii. Choć sam Moose już nie żyje (został pochowany na wprost swojej piekarni), szarlotkę wciąż tutaj zjesz. Ostrzegamy – jest ogromna i słodka, więc najlepiej wziąć porcję na 2 osoby. W sklepiku w Solitaire można kupić zimne napoje, przekąski, ale także oryginalne lokalne rzemiosło. Warto także tutaj zatankować, bowiem w Sesriem na stacji nie zawsze jest paliwo, dlatego warto się zabezpieczyć.



Solitaire jest turystycznym miejscem, ale na pewno bardzo oryginalnym. Spotkać tu można pustynne wiewiórki i surykatki radośnie biegające pomiędzy budynkami, z tyłu zaś działa lotnisko awionetek. Najbardziej charakterystycznym punktem są jednak tutejsze stare samochody, traktory, które przenoszą nas do dawnych czasów. Wyglądające na porzucone (choć ustawione tu oczywiście celowo), pośród piasku i kaktusów tworzą tu klimat jak z amerykańskich westernów i w połączeniu ze starymi dystrybutorami paliwa, dodają temu miejscu duszy. Koniecznie zatrzymaj się tutaj, zanim ruszysz w drogę dalej, ku Sesriem.




Dzień 2/3/4 – Sesriem, Sossusvlei i Deadvlei – pustynia Namib
Do Sesriem dotarliśmy późnym popołudniem drugiego dnia naszej podróży. Od razu ruszyliśmy kupić bilety wstępu do Parku Narodowego Namib – Naukluft i ruszyliśmy na Elim Dune, by podziwiać z niej zachód słońca. Elim Dune położona jest blisko Sesriem Gate, dlatego jest doskonałym miejscem na podziwianie zachodu tak, by przejechać bramę parku przed jej zamknięciem na noc. Musisz bowiem pamiętać, że bramy parku zamykane są na noc, nie ma możliwości jeździć po nim w nocy. Śpiąc na jednym z campów w Sesriem możesz jednak wjechać do parku godzinę wcześniej i wyjechać z niego godzinę później niż osoby, które nie śpią w Sesriem – to spore ułatwienie. A nie da się ukryć, że tutejsze wydmy najpiękniej wyglądają właśnie o poranku i późnym popołudniem, gdy słońce jest stosunkowo nisko, co daje więcej kontrastów i przepiękne cienie – prawdziwy raj dla fotografów.



Sesriem jest bazą wypadową do jednej z największych atrakcji Namibii czyli Sossusvlei i Deadvlei. To właśnie tutaj znajdziesz słynne wyschnięte gliniane bagno z martwymi, charakterystycznymi akacjami, otoczone pomarańczowymi wydmami pustyni Namib – najstarszej pustyni świata. Miejsce to jest popularne, więc nie spodziewaj się kameralnej atmosfery, ale jest naprawdę piękne i warte zobaczenia. Nasz dzień trzeci rozpoczęliśmy wczesną pobudką jadąc do Deadvlei (godzina jazdy od Sesriem Gate). Auto zostawiasz na parkingu, skąd czeka Cię 10 minut pieszo do Deadvlei. O wschodzie słońca możesz natknąć się na gęstą mgłę, ale z minuty na minutę widoczność jest coraz lepsza. O wschodzie słońca jest tutaj znacznie więcej ludzi niż o zachodzie, jednak miejsce to jest przepiękne! Warto także wejść na Big Daddy Dune – jedną z największych wydm na świecie (320m), która góruje nad Deadvlei. Samo Deadvlei jest niezwykłe ze względu na drzewa, które pomimo, że mają około 900 lat i nie mają dostępu do wody, dzięki specyficznym warunkom klimatycznym, do dzisiaj zachwycają i wprowadzają atmosferę tajemniczości. Na zachód słońca udaliśmy się na Big Mama Dune, która zapewnia wspaniałe widoki i bardzo kameralną atmosferę. Przy odrobinie szczęścia można tu spotkać oryksy i antylopy, które wychodzą o zachodzie słońca z cienia i poszukają pożywienia.




Jeśli szukasz jeszcze bardziej niezwykłych doświadczeń, dzień 4 polecamy wykorzystać na poranny lot balonem nad pustynią Namib z Namib Sky Baloon Safaris. Nie jest to najtańsza atrakcja, ale możesz być pewien, że jest warta swojej ceny. Dużym atutem jest fakt, że są tutaj jedynie 4 balony, dzięki czemu atmosfera jest bardzo kameralna, a pustynia Namib i tutejsze góry o wschodzie słońca z poziomu balonu to widoki nie do opisania. To po prostu trzeba przeżyć! Po wylądowaniu serwowane jest śniadanie na pustyni, które jest prawdziwą wisienką na torcie. Starty balonów ustalane są z dnia na dzień w oparciu o warunki pogodowe, tak też miejsce startu różni się w zależności od dnia. Całe balonowe doświadczenie kończy się około godziny 11 – dalej możesz zrobić trekking po Sesriem Canyon lub ruszyć dalej w drogę. Jeśli planujesz dotrzeć do Walvis Bay tego samego dnia, po locie balonem i śniadaniu powinieneś ruszyć w drogę. Ta zajmuje bowiem dobrych parę godzin jazdy szutrem, a przy tym podziwiania wspaniałych widoków, które na pewno wielokrotnie Cię zatrzymają.




Więcej o Sesriem, Sossusvlei, Deadvlei i miejscach, które warto tutaj zobaczyć i zrobić przeczytasz w naszym osobnym wpisie – Sesriem w Namibii, Sossusvlei i Deadvlei – najbardziej znane miejsce w Namibii. Znajdziesz tu dokładny plan zwiedzania tych miejsc i wszystkie informacje praktyczne.

Dzień 4 i 5 – Walvis Bay i Pelican Point – atrakcje Namibii
Do Walvis Bay docieramy o złotej godzinie podziwiając przy wjeździe Dune 7, która popularna jest wśród lokalnych szkół i jej uczniów, którzy radośnie zbiegają w dół z wysokiej wydmy. Chwilę później oglądaliśmy zachód słońca nad oceanem i spokojne flamingi na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. Będąc tutaj we wrześniu musisz przygotować się na to, że temperatury są tutaj zdecydowanie niższe niż na północy Namibii – Ocean Atlantycki, wiatr i duża wilgotność robią swoje. Właśnie dlatego na nasze 2 noce spędzone w Walvis Bay wynajęliśmy sobie apartament tuż nad wybrzeżem na Airbnb. Na pewno zwrócisz uwagę na to, że tutaj domy często ogrodzone są murami, nadzorowane kamerami. Ponoć tutaj często zdarzają się kradzieże, co jest wynikiem dużego bezrobocia, odczuwalnego zwłaszcza w mieście. Dlatego nie jest polecane, by zostawiać tu w aucie jakiekolwiek cenne rzeczy. Choć my nie spotkaliśmy się z żadną niebezpieczną sytuacją podczas całej naszej podróży, w Walvis Bay widać było, że kładzie się duży nacisk na ochronę przed kradzieżami.

Walvis Bay znajduje się w środkowej Namibii, tuż nad Oceanem Atlantyckim i jest drugim co do wielkości miastem tego kraju. Ma dość ciekawą historię, bowiem choć Namibia była kolonią niemiecką to Walvis Bay zostało założone przez Brytyjczyków i było przez wiele lat enklawą – pod protektoratem Wielkiej Brytanii i RPA. Dopiero w 1994 roku miasto zostało oddane Namibijczykom i włączone do tego państwa. Brytyjczycy założyli tu miasto portowe doceniając jego strategiczną lokalizację i do dzisiaj Walvis Bay pozostaje największym portem Namibii, obsługującym co roku tysiące statków. Choć położone nad Atlantykiem i pewnie spodziewasz się tutaj plaż, parasolek – nic takiego tutaj nie znajdziesz. Atlantyk jest bardzo zimny, a plaże w Namibii… nie zachwycają. Nie jest to kraj przeznaczony do plażowania. Dodatkowo woda w porcie nie należy do najczystszych i nie zachęca do kąpieli. Przygotuj się także, że Walvis Bay i wybrzeże jest tutaj bardzo często skąpane w gęstych mgłach, szczególnie o poranku.

Jest to jednak doskonałe miejsce na kolejne spotkania z przyrodą. Walvis Bay leży bowiem w pobliżu ważnych z przyrodniczego punktu widzenia mokradeł, które pełne są ptaków – w szczególności setek, tysięcy flamingów. Charakterystyczne są także panwie solne na Pelican Point, gdzie produkuje się olbrzymie ilości soli za pomocą tradycyjnego odparowywania. Białe złoto jest stąd transportowane m.in. do Europy. Pelican Point to zaś długi cypel znajdujący się nieopodal Walvis Bay, który jest nie tylko mokradłem, ale także miejscem zamieszkanym licznie przez foki. Szacuje się, że może ich tutaj być nawet 100-200 tysięcy. By jednak wjechać na Pelican Point konieczna jest przepustka, nie można tutaj wjechać ot tak.

Kajaki na Pelican Point – oko w oko z fokami!
Największą atrakcją organizowaną z Walvis Bay jest bez wątpienia Sandwich Harbour, o którym opowiemy niżej. Jednak genialnym pomysłem jest także wycieczka kajakowa na Pelican Point. To była jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie robiliśmy w Namibii i choć poranek był bardzo zimno, z wielką przyjemnością wybralibyśmy się tu na kajaki ponownie! Co ważne, na Pelican Point potrzebna jest przepustka, po drugie auto z napędem 4×4 lub doświadczenie w prowadzeniu auta po piasku i mokradłach. I z racji tego, że nie posiadasz własnych kajaków, jeśli chcesz się na nie wybrać to musisz zarezerwować wycieczkę w Walvis Bay. W wycieczce tej w cenie masz transport z portu Walvis Bay do Pelican Point i z powrotem, pływanie kajakiem, a także lunch na Pelican Point. Przyznamy, że nie przepadamy za wycieczkami zorganizowanymi i obawialiśmy się tej tutaj, ale była naprawdę świetna i kameralna – było nas zaledwie 10 osób/5 kajaków i każdy miał mnóstwo przestrzeni dla siebie. Dodatkowo nasza wycieczka wyjeżdżała już o 8:30 z portu, kolejne pojawiły się na Pelican Point dopiero gdy my właśnie wychodziliśmy z wody i zasiadaliśmy do lunchu na plaży.

Na kajaki należy się naprawdę ciepło ubrać, najlepiej na cebulkę, bowiem rano jest bardzo zimno, a z każdą godziną w słońcu robi się coraz cieplej. Przydała nam się tutaj kurtka puchowa, czapka i rękawiczki. Ale… na kajak trzeba wejść bez butów lub weź ze sobą drugą parę butów i ubrań. Zdarza się, że ciekawska foka zechce wejść na kajak i wywróci go, wtedy lądujesz w wodzie. Organizatorzy mają ręczniki, ale na wszelki wypadek dobrze mieć ubrania na zmianę. Pływanie na kajakach trwa około 2h, każdy dostaje kapok i może wolno pływać pośród fok. Zatoka jest ogromna, więc tak naprawdę nie masz styczności z innymi uczestnikami i nie jesteś tu w zbitej grupie. A foki – o poranku wygrzewające się na plaży w ogromnych stadach – są bardzo ciekawskie i widząc kajaki, biegną do wody i pływają dookoła kajaków zaczepiając ludzi. Pamiętaj, że to dzikie zwierzęta i nie należy ich dotykać. Najlepiej po prostu zatrzymać się na wodzie i w spokoju obserwować foki, ich interakcję i zabawy dookoła kajaku. Z racji tego, że zdarza się, że foki wskakują na kajaki, raczej nie jest zalecane zabieranie ze sobą aparatów. Mieliśmy więc ze sobą jedynie telefony i kamerkę Go-pro, warto też wziąć ze sobą wodoodporną torbę, do której wrzucisz cenne rzeczy.



Całe doświadczenie było naprawdę niezwykłe i przyznamy szczerze, że nie wiemy kiedy zleciały nam 2 godziny. Nie wiosłowaliśmy za wiele, większość czasu spędziliśmy na podziwianiu tych zwierząt, które pływały dookoła nas, ale też wielkiego stada na plaży, interakcji między fokami. Od razu widać samców, którzy przewodzą stadu i mogą mieć nawet kilkadziesiąt partnerek, a pośród nich wiele malutkich foczych dzieci. Często widać, że samiec pokazuje, kto rządzi w stadzie, atakując innych samców. Absolutnie nie podpływaj zbyt blisko brzegu, na którym znajduje się stado, foki poruszają się bardzo szybko. Zachowaj dystans, możesz być też pewien, że w wodzie wiele fok będzie pływać dookoła Ciebie i wchodzić w interakcje. To przeurocze zwierzęta. Przy większym szczęściu można tu spotkać także delfiny, a niekiedy nawet wieloryby, nam się to jednak nie udało.



Po kajakach na plaży rozkładany jest stół, krzesła i serwowany pyszny lunch. Nie powinno nikogo dziwić, że jednym z głównych dań są tutaj ostrygi, z których słynie Walvis Bay. To doskonała okazja, by spróbować tego świetnego dania – serwowane są tradycyjnie, na surowo, ale także grillowane dla tych, którzy nie mają ochoty na surowe dania. Niespodzianką było serwowane prosecco i lokalne wino typu Porto. Cudownym jednak doświadczeniem było zjedzenie lunchu w pięknych okolicznościach przyrody – po naszej prawej stronie mieliśmy potężne stado fok, przed nami szumiący ocean, za nami latarnię morską, a z lewej strony obserwowaliśmy szakale, które polowały na swoje późne śniadanie. Około godziny 12 wróciliśmy do Walvis Bay, gdzie przepakowaliśmy swoje rzeczy, zmieniliśmy ubrania i przesiedliśmy się do Jeepa 4×4, którym ruszyliśmy na słynne Sandwich Harbour. Tym samym cały nasz dzień 5 mieliśmy wypełniony po brzegi biorąc tzw. wycieczkę Combo – rano kajaki i foki, a popołudniu Sandwich Harbour.



Dzień 5/6 – Sandwich Harbour – co zobaczyć w Namibii
Sandwich Harbour w Namibii to jedno z najbardziej spektakularnych i oryginalnych miejsc. Wyobraź sobie bowiem potężne wydmy, osiągające nawet 50 metrów wysokości wchodzące prosto do oceanu. Bezkres aksamitnego piasku układanego w najpiękniejsze kształty przez wiatr, a do tego spienione fale oceanu podmywające ich brzegi. To coś, obok czego nie sposób przejść obojętnie.

Sandwich Harbour położone jest około 40 minut od Walvis Bay i to właśnie stąd ruszają wycieczki. By się tutaj wybrać i jeździć po wydmach konieczne jest posiadanie auta z napędem 4×4, spuszczenie powietrza w oponach oraz specjalna przepustka. Niektórzy mówią także, że należy mieć licencję na jazdę po wydmach, tu jednak zdania są podzielone. Nie da się jednak ukryć, że jazda po wydmach jest dość wymagająca i należy mieć nie tylko doświadczenie, ale także dobrze znać specyfikę tego miejsca – przypływy i odpływy, mgły, poszczególne wydmy. Może się bowiem z góry wydawać, że przed sobą masz wielką, szeroką wydmę i jazda po niej jest bezpieczna, a w rzeczywistości z drugiej strony wydma ta może układać się w stromą skarpę, po której jazda jest bardzo niebezpieczna. Wycieczka zaczyna się przy panwiach solnych, które mienią się odcieniami różu, a kierowcy równocześnie spuszczają powietrze z opon, zanim wjedziemy na głęboki piasek. Po drodze na wydmy rozglądaj się za oryksami, antylopami i szakalami – wbrew pozorom na pustyni jest sporo życia!



Bardzo żałujemy, że wycieczki kończą się jeszcze przed złotą godziną i zachodem słońca, przez co przyroda tutaj wydaje się dość płaska. Jednak zachodzące słońce na pustyni dodaje cieni, kontrastów i sprawia, że widoki są zdecydowanie bardziej spektakularne. Dzieje się tak ze względu na to, że start wycieczki jest podporządkowany pod godziny przypływów i odpływów. Początek bowiem to przejazd stricte wybrzeżem u stóp wielkich wydm. Jeśli fale dochodzą zbyt wysoko, auta nie mają możliwości przejechania. Wydmy zaś do jazdy dostępne są od strony południowej ku północy – w ten sposób jest tutaj bezpiecznie się poruszać. W przeciwnym kierunku jest bardzo stromo i łatwiej się zakopać. Dlatego tak ważne jest doświadczenie kierowcy.



Miejsce jest piękne i podczas postojów auto wielokrotnie się zatrzymuje, by móc podziwiać widoki. Niestety my jechaliśmy w kolumnie kilku aut, więc w każdym miejscu byliśmy w dość sporej grupie, brakowało więc nieco kameralnej atmosfery. Zjazd jeepami po wielkich wydmach to bez wątpienia przeżycie pełne adrenaliny i dające mnóstwo radości.
Pod koniec wycieczki, czyli wtedy, gdy słońce jest coraz niżej i dzięki temu jest coraz piękniej, rozkładane są stoły z poczęstunkiem. Dla nas troszkę niepotrzebny, bo zdecydowanie wolelibyśmy móc tu więcej zobaczyć i dłużej jeździć po wydmach niż spędzać godzinę na poczęstunku. Nie będziemy ukrywać, że kajaki były fantastyczne, ale Sandwich Harbour pozostawił w nas pewien niedosyt. Miejsce bez wątpienia przyrodniczo wspaniałe, ale bardzo chcielibyśmy móc się nim bardziej nacieszyć i zdecydowanie w bardziej kameralnej atmosferze.

Nasze combo kajaki & Sandwich Harbour rezerwowaliśmy mailowo w Sandwich Dune Tours and Car Rentals z siedzibą w Walvis Bay – pracownicy byli bardzo mili i pomocni. Po wycieczce warto wybrać się do portu nieopodal biura wycieczek, gdzie czeka na Ciebie kilka lokalnych knajpek. Usiądź przy stole nad oceanem, zamów świeże ostrygi i podziwiaj zachód słońca. Często zdarzają się tutaj pojedyncze foki!
Dzień 6 – Swakopmund – atrakcje Namibii
Swakopmund to kolejne miasto portowe w Namibii, znajdujące się około 20 km na północ od Walvis Bay. Miejsce ważne z perspektywy historii Namibii i kolonializmu niemieckiego. Musisz bowiem pamiętać, że Namibia przez wiele lat była kolonią niemiecką, a niepodległym państwem stała się dopiero w latach 90. XX wieku (najpierw Niemcy, później RPA). Niestety historia niemieckiego kolonializmu jest bardzo trudna dla tego kraju… Każdy z nas bowiem wie o Holocauście i o tym, co Niemcy zrobili Żydom w czasie II wojny światowej. Ale mało kto wie, że zanim Niemcy zaczęli Holocaust w Europie, testowali różne rozwiązania w Namibii na jej rdzennych mieszkańcach. To właśnie tutaj powstawały pierwsze niemieckie obozy koncentracyjne, zaczęła się eksterminacja, a jej ofiarami były namibijskie plemiona. Jeden z obozów funkcjonował właśnie w okolicy Swakopmund. Do dzisiaj Namibia próbuje rozliczyć Niemcy z bolesnej historii, Niemcy co prawda wypłacają reparacje, jednak nie są one tak wysokie, jak można by oczekiwać po ogromnej tragedii, której Namibia doświadczyła lata przed II wojną światową. Do dzisiaj także widać wiele niemieckich śladów w tym kraju, a kolonializm nie jest całkiem zażegnany – dzisiaj ma formę bardziej gospodarczą. Mimo, że Namibia jest od ponad 30 lat państwem niepodległym, a biali stanowią niecałe 2% populacji tego kraju, to ziemia rolna należy w 70% właśnie do białych, podobnie jak wiele biznesów.

Swakopmund jest bardzo widocznym śladem po niemieckim kolonializmie. Było to niemieckie miasto portowe zbudowane w XIX wieku. Do dzisiaj zachowało się tutaj mnóstwo niemieckich, secesyjnych zabudowań, ale to nie wszystko. Zachowały się także niemieckie nazwy – dla przykładu Apteka to wciąż Apotheke, a w restauracjach zjeść można Schnitzela czy strudla. Nawet sama nazwa miasta jest typowo niemiecka przypominając o wszystkich bolesnych wydarzeniach związanych z niemieckim kolonializmem.


Miasto nie jest wielkie, więc by je obejść wystarczy około 2 godziny. Jest tu także sporo turystycznych sklepów z oryginalnymi pamiątkami, duże sklepy spożywcze jeśli chcesz uzupełnić swoje zapasy – szczególnie, jeśli dalej ruszasz do Spitzkoppe – jak my – to Twoja ostatnia szansa na zakupy. Warto także wybrać się na molo zbudowane początkiem XX wieku. Dzisiaj funkcjonuje ono głównie jako miejsce spotkań i spacerów. Przy molu swoje przenośne stoiska z ręcznie robionymi pamiątkami miewają kobiety z plemion Herero, Himba i Damara. Jeśli szukasz lokalnych pamiątek, zdecydowanie warto zakupić je właśnie u tych kobiet.




Swakopmund to częsta baza turystyczna na wypady na Sandwich Harbour i Pelican Point (osobiście bardziej polecamy Walvis Bay), ale także do Cape Cross czyli plażę z wielką kolonią fok. My zdecydowaliśmy ominąć to miejsce, zostało ono bowiem zabudowane przez ludzi specjalnym podestem z barierką, w której bezbronne foki często blokują swoje ciała i odchodzą w mękach. Na północ od Swakopmund zobaczysz jeden z wraków licznych statków na Skeleton Coast – Zeila Shipwreck. Ze względu na silne prądy i trudne warunki, wiele statków na przestrzeni wieków rozbijało się u wybrzeży Namibii i Skeleton Coast.

Ze Swakopmund ruszyliśmy do Spitzkoppe, by dotrzeć tam jeszcze odpowiednio wcześnie i móc wybrać piękne miejsce pośród granitowych szczytów.
Dzień 6/7 – Spitzkoppe – najpiękniejszy camp Namibii
Spitzkoppe jest jednym z tych miejsc, którego absolutnie nie można pominąć podczas podróży po Namibii. Góra Spitzkoppe nazywana jest „Matterhornem Afryki” i nie jest to określenie na wyrost. Oszałamia swoim pięknem, szczególnie, że wygląda dosłownie jakby wyrosła pośrodku niczego. Otoczona równinnym terenem i wyłania się nagle zwalając z nóg. To tak naprawdę wygasły wulkan i osiąga 1784 m n.p.m. Dookoła niej zobaczysz kilka innych, dużo niższych gór i skał granitowych, które wyglądają wspaniale szczególnie o wschodzie i zachodzie słońca, gdy zmieniają swoje barwy przez czerwienie, rudości, brązy tworząc prawdziwie abstrakcyjne pejzaże.



To właśnie tutaj znajduje się fantastyczny camp – Spitzkoppe Rest camp, który prowadzony jest przez lokalne plemię. To potężny teren pośród skał i u podnóża majestatycznego Spitzkoppe, gdzie można spędzić jedną z najpiękniejszych nocy w życiu. To nie tylko wyjątkowe okoliczności przyrody, ale także brak świateł w pobliżu, dzięki czemu gołym okiem widać tutaj Drogę Mleczną. Na potężnej przestrzeni campu poszczególne stanowiska są tak daleko od siebie rozstawione, że każdy ma tutaj ogrom prywatności i ciszę, która ogłusza. Musisz jednak wiedzieć, że to zarazem prosty camp, nie licz tutaj na zbyt wielkie udogodnienia. Niektóre stanowiska mają blaszane wychodki, stoliki i krzesła, każde ma także wydzielone palenisko na ognisko. Przy recepcji jest dostęp do wody, to jednak spora odległość do pokonania, więc weź ze sobą zapas wody i odpuść prysznic, zapomnij także o prądzie czy świetle. Tutaj przyjeżdża się, by nacieszyć ciało i duszę dziką przyrodą, a spokój i widoki to prawdziwy luksus.




Koniecznie wejdź na jedną z tutejszych skał na zachód słońca, by podziwiać widoki, które wręcz oszałamiają. Zapewne dojrzysz także małe góralki, których jest tutaj sporo i aktywne są szczególnie o tej porze dnia. Najczęściej są właśnie w okolicach skał i pomiędzy nimi. Sporo tu także pięknych, kolorowych ptaków, gryzoni, ponoć są także kozice, tych jednak nie mieliśmy szansy zobaczyć.




Popularnym miejscem jest tutaj łuk skalny, z którego również roztaczają się piękne widoki. Lepiej jednak nie rozkładać tu swojego biwaku, bowiem możesz być pewien, że akurat w tym miejscu nie zaznasz prywatności – do łuku cały czas przychodzi wiele osób. Na wschód słońca zaś wybierz się na siodło Spitzkoppe (na sam szczyt potrzebujesz przewodnika!). Wejście zajęło nam około 30 minut (dobrze mieć buty trekkingowe!), a widoki były wspaniałe! Do tego byliśmy tu całkiem sami mogąc delektować się kameralną atmosferą i porannym spektaklem w całkowitej samotności. Spitzkoppe to jedno z tych miejsc, na które warto poświęcić nieco więcej czasu niż sam nocleg. Dlatego też przyjedź tu na tyle wcześnie, by móc nacieszyć się tą wyjątkową atmosferą i widokami. Tym bardziej, że camp działa na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy”. Oznacza to, że miejsca wybiera się tutaj samodzielnie – są ponumerowane, ale pierwszeństwo w wyborze mają ci, którzy dojechali najwcześniej. Dodatkowo pamiętaj – dobrze jest camp zarezerwować z dużym wyprzedzeniem, bo choć teren jest ogromny, pracownicy dbają o to, by spać jedynie w wyznaczonych miejscach i by każdy mógł cieszyć się prywatnością i ciszą. Rezerwacji dokonasz na stronie Spitzkoppe Rest Camp.

Jeśli nie masz rezerwacji i nie ma dla Ciebie miejsca, możesz tu przyjechać na dzienną wizytę, camp jednak musisz opuścić przed zachodem słońca. Nocleg kosztuje 270 NAD od osoby, jest więc bardzo tanio i naprawdę niesamowicie pięknie. Uwierz nam na słowo, nie chcesz tego miejsca pominąć.


Dzień 7/8 – Palmwag – co zobaczyć w Namibii
Ostatnim miejscem i noclegiem zanim wjechaliśmy na teren parku narodowego Etosha był Palmwag Concession, który jest prywatnym rezerwatem o powierzchni aż 5500km2. Znajduje się on w regionie Kunene nad rzeką Uniab w północnej części Damaralandu w Namibii. To idealny przystanek przed wjazdem do Etoshy, szczególnie jeśli planujesz wjechać do Etoshy przez Galton Gate (co polecamy!). Przez teren ten biegnie linia kontroli weterynaryjnej, która odgradza północ Namibii od południa chroniąc, by ewentualne choroby zwierzęce były kontrolowane i nie atakowały całej populacji zwierząt w Namibii. Właśnie dlatego przybywając do Palmwag, nie możesz wwozić ani wywozić mięsa, a Twój bagażnik przejdzie kontrolę weterynaryjną.




Palmwag to piękny teren o ciekawym ukształtowaniu terenu i kolorach. Widać tu bowiem bazalt, który jest efektem erupcji miliony lat temu, gdy Afryka i Ameryka Południowa wciąż tworzyły jeden kontynent. Przez Palmwag płynie także rzeka, która przyciąga tu wiele różnorodnych zwierząt. Miejsce to słynie z bardzo częstych wizyt słoni, ale także nosorożców. Spotkać tu także można zebry górskie, lamparty, gepardy, a nawet lwy, które przystosowały się do specyficznych warunków.




Znaleźć tu można piękne i dość drogie lodge, ale także camp, na którym przygotowano 18 bardzo dobrze przystosowanych stanowisk. Każde stanowisko ma własne prysznice i toalety z ciepłą wodą, ławki i stoły, grilla, zadaszenie, miejsce do mycia naczyń, dostęp do prądu i światło. Niektóre stanowiska położone są wzdłuż koryta rzeki, dzięki czemu w razie wizyt słoni można je obserwować dosłownie ze swojego namiotu. My nie mieliśmy takiego szczęścia, słonie były tu widziane 2 dni wcześniej, ale wciąż o wschodzie słońca udaliśmy się na spacer wzdłuż koryta rzeki podziwiając zebry górskie, antylopy i nasłuchując innych zwierząt i widząc wiele świeżych śladów potężnych słoni. We wrześniu nie było tutaj za wiele wody, tak więc wiele zwierząt udało się dalej, w poszukiwaniu wodopoju. Teren jest jednak naprawdę piękny, a słoni zobaczymy jeszcze wiele. Na terenie campu jest także restauracja, sklep z pamiątkami i basen, a na recepcji można kupić drewno. Palmwag to świetny przystanek na trasie i nocleg, zanim dotrzesz do parku narodowego Etosha, a widoki są tutaj zupełnie inne. Miejsce na campie należy zarezerwować z wyprzedzeniem, np. przez Booking.com tutaj.




Dzień 8/9/10/11 – Park Narodowy Etosha – najpiękniejsze miejsce w Namibii
Park Narodowy Etosha to absolutnie najpiękniejsze miejsce w całej Namibii, którego nie można pominąć w czasie podróży po tym kraju. Park oddalony jest o około 400km od stolicy – Windhoek i jest obowiązkowym miejscem, do którego zmierzają wszyscy podróżni. Wydawać by się więc mogło, że wycieczka po parku narodowym nie będzie kameralnym doświadczeniem, ale nic bardziej mylnego. Etosha ma powierzchnię ponad 22 tysięcy km2, co sprawia, że jest większa od… całej Słowenii. Potężny teren parku założonego jeszcze początkiem XX wieku przez niemieckich kolonizatorów (i tym samym jeden z najstarszych parków narodowych w Afryce) pozwala cieszyć się kameralną atmosferą i wieloma wyjątkowymi spotkaniami z dzikimi zwierzętami w ich naturalnym środowisku. Nazwa Etosha w lokalnym języku Owambo odnosi się do wielkiej solnej niecki – Etosha Pan. W czasie pory suchej jest to całkowicie wyschnięty, potężny teren w sercu Etoshy, w porze deszczowej wypełnia się ona wodą.




Park Narodowy Etosha to teren, w którym mieszka ponad 100 gatunków ssaków i ponad 300 gatunków ptaków. To sprawia, że różnorodność zwierząt jest tutaj ogromna i można poczuć się jak na planie filmu dokumentalnego. Jeśli chcesz zobaczyć tzw. Wielką Piątkę Afryki czyli najbardziej niebezpieczne zwierzęta Afryki – słonia afrykańskiego, bawoła, nosorożca, lwa oraz lamparta – masz na to ogromne szanse właśnie w Etoshy. Spotkać tu można także mnóstwo zebr, antylop, ale także żyrafy, szakale, hieny, guźce, gepardy i wiele więcej. Każdy dzień tutaj spędzony jest inny, pełen radości i emocji. Jeśli więc zastanawiasz się, co zobaczyć w Namibii, Etosha musi się znaleźć na Twojej liście.
Zwiedzanie Etoshy opiera się przede wszystkim na całodziennej jeździe od wodopoju do wodopoju obserwując zwierzęta po drodze i przy wodopojach. Najlepszym terminem jest zdecydowanie pora sucha, kiedy to zwierzęta są mniej rozproszone i zmierzają tam, gdzie znaleźć mogą wodę. Pamiętaj jednak, że najbardziej aktywne są o poranku i popołudniem/o zachodzie słońca. W samo południe, kiedy temperatury są najwyższe, wiele zwierząt chowa się w cieniu drzew i krzewów. Niektóre zwierzęta, jak np. lwy czy nosorożce, aktywne są przede wszystkim nocą, a w ciągu dnia odpoczywają. Nie oznacza to jednak, że ich nie zobaczysz – musisz być uważny i spoglądać także pod drzewa i krzewy, gdzie można je zobaczyć w upalne dni. Obserwuj także zachowania innych zwierząt – po nich można niekiedy rozpoznać obecność drapieżnika w niedużej odległości. Wybierając się jednak do Etoshy, która jest parkiem narodowym, musisz pamiętać o przestrzeganiu pewnych oficjalnych zasad. Tym bardziej, że jesteś tutaj gościem w naturalnym środowisku tysięcy zwierząt.




Zwiedzanie Parku Narodowego Etosha w Namibii
Organizując jednak swoją podróż do tego miejsca należy pamiętać o kilku bardzo ważnych zasadach, których trzeba przestrzegać:
- Po Etoshy można jeździć samodzielnie autem wyznaczonymi drogami, co daje mnóstwo wolności. Nie można jednak wysiadać z auta poza specjalnymi, ogrodzonymi przystankami, na których znajdują się toalety, stoły i ławki, kosze na śmieci. Poza tymi miejscami i campami nie można wychodzić z auta – to teren dzikich zwierząt i nawet jeśli ich nie widzisz w danej chwili – mogą ukrywać się wśród drzew i krzewów i zaatakować
- Wstęp do parku narodowego Etosha jest płatny na jednej z bram wjazdowych do parku. Wstępy są tanie jak na to, co w nich można zobaczyć i w porównaniu np. do parków narodowych RPA czy Kenii. Wstęp za osobę dorosłą za dzień kosztuje 150 NAD, 50 NAD za dzień za samochód. Wjeżdżając do parku, jeśli w nim śpisz na którymś z campów, kupujesz bilet na dokładnie tyle dni, ile planujesz tutaj spędzić.
- Do parku wjechać można wyłącznie przez 4 bramy wjazdowe – Galton Gate, Von Lindequist Gate, Anderson’s Gate, King Nehale Lya Mpingana Gate. Bramy otwierane są o wschodzie słońca i zamykane o zachodzie – godziny ustalane są co tydzień w poniedziałki w oparciu o godziny wschodów i zachodów. Nie ma możliwości jazdy po Etoshy po zmroku.
- W Etoshy należy stosować się do maksymalnego limitu prędkości – 60km/h. Jest to miejsce pełne dzikich zwierząt, które regularnie wchodzą na drogi. Te są tutaj wyłącznie szutrowe, ale nie wymagają napędu 4×4.
- Na terenie parku narodowego Etosha działa 6 campów pod NWR – Dolomite (wyłącznie chalets), Halali (namioty + lodge/chalets), Namutoni (namioty + lodge/chalets), Okaukuejo (namioty + chalets), Olifanstrus (namioty), Onkoshi (wyłącznie chalets). By móc na nich spać trzeba dokonać rezerwacji i opłacić swoje miejsca, najlepiej z dużym wyprzedzeniem (nawet kilkumiesięcznym), bo miejsca, szczególnie w wysokim sezonie, bardzo szybko się rozchodzą. Uwaga – chalets i lodge są bardzo drogie, dużo tańszym rozwiązaniem jest własny namiot/namiot dachowy. Rezerwacji dokonujesz pisząc maila na adres reservations@nwr.com.na Jeśli nie ma miejsca w danym terminie na danym campie, warto próbować co kilka dni pisać ponownie – część miejsc rezerwują z góry biura podróży i często bywają one zwalniane i wraca pula dostępna dla wszystkich.

- Najwięcej osób wybiera na swój pobyt w Etoshy camp Okaukuejo, który położony jest niejako w środkowej cześci parku. Sprawia to, że jest tu także najwięcej ludzi – tak na campie, jak i przy wodopojach otaczających camp. Z naszej strony zdecydowanie polecamy nocować codziennie na innym campie, co pozwala swobodniej się poruszać po tym olbrzymim terenie bez stresu, że nie zdążysz powrócić do bramy campu przed jej zamknięciem. Bramy zamykane są o zachodzie słońca i otwierane o wschodzie słońca. Dodatkowo, możesz zobaczyć więcej wodopojów i zwierząt podróżując po całym parku narodowym i śpiąc na różnych campach.
- Na terenie campów w parku narodowym są punkty widokowe na najbliższe wodopoje, z których podziwiać można zwierzęta także nocą – to dobre rozwiązanie, bo daje szansę na zobaczenie zwierząt, które aktywne są przede wszystkim nocą, np. nosorożce. W niektórych campach działają także restauracje czynne zazwyczaj do godziny 21/22, w których można zjeść kolację w formie bufetu.
- Na terenie parku narodowego Etosha są pojedyncze stacje benzynowe na campach, jednak często zdarza się, że nie ma na nich paliwa. Dlatego też dobrze jest zatankować swoje auto na full przed wjazdem na teren parku. W niektórych campach są także małe sklepy spożywcze z podstawowymi produktami.
- Do Etoshy nie można wwozić żadnego mięsa, worków plastikowych ani dronów. Na bramie wjazdowej każde auto przechodzi kontrolę ze strony policji. Za wwóz mięsa można dostać mandat, worki plastikowe zostaną zabrane, a drony SKONFISKOWANE i zatrzymane – można je odebrać przy wyjeździe z parku, jednak w tym wypadku musisz wyjechać dokładnie tą samą bramą, którą wjechałeś.
- Na wjeździe do parku narodowego Etosha warto wykupić sobie folder z mapą całego parku z zaznaczonymi poszczególnymi wodopojami oraz zwierzętami, które można spotkać na terenie parku. Pomaga to w identyfikacji zwierząt, których nigdy wcześniej nie widziałeś.




Nasze samodzielne zwiedzanie Etoshy
Park Narodowy Etosha był dla nas absolutnie wyjątkowym doświadczeniem, które z chęcią byśmy powtórzyli. Zobaczyliśmy mnóstwo zwierząt, Wielką Afrykańską Piątkę, a każdy dzień, każda godzina była pełna niespodzianek, zaskoczeń i pięknych widoków i emocji. Ale na Etoshę należy dać sobie czas, nie sposób się nią nacieszyć będąc tu tylko jeden dzień. To potężny teren i ogromne odległości, które pokonujesz jadąc maksymalnie 60km/h i wielokrotnie się zatrzymując. My spędziliśmy 4 dni i 3 noce na terenie parku narodowego Etosha (wjazd przez Galton Gate i kolejno camp Olifanstrus, Halali, Namutoni). Był to wystarczający czas, by na spokojnie nacieszyć się tym miejscem, zwierzętami i spokojnie ich tropić. Krótszy pobyt nie byłby dla nas wystarczający.
Co do zasady, zachodnia część Etoshy jest mniej uczęszczana i zapewnia najbardziej kameralne doświadczenia, ale w całym parku odległości i przestrzenie są tak ogromne, że nie jeździ się tutaj w wielkich kolumnach aut i przy wodopojach rzadko spędza się czas w tłumie samochodów. Pamiętaj, by zatrzymując się przy wodopojach, ale też gdziekolwiek przy zwierzętach, zachować ciszę, nie zaburzać ich spokoju. Najlepiej jest wyłączyć silnik i w ciszy podziwiać dziką przyrodę. Warto także wziąć lornetkę i uzbroić się w cierpliwość, która jest tutaj nagradzana. Możesz być pewien, że samodzielne zwiedzanie parku narodowego Etosha da Ci mnóstwo radości, satysfakcji i emocji, o których istnieniu dotąd prawdopodobnie nawet nie wiedziałeś. Nam to miejsce śni się po nocach od powrotu i sprawiło, że pokochaliśmy Namibię całym sercem.




Dzień 11/12 – Otjiwarongo
Po wyjeździe z parku Narodowego Etosha najwięcej osób kieruje się ku słynnemu parkowi narodowemu Waterberg, którego znakiem rozpoznawczym jest charakterystyczna góra dumnie stojąca nad stosunkowo płaskim terenem dookoła. To fantastyczne miejsce na trekking, jednak na to potrzeba czasu, którego nam już niestety zabrakło. Na dodatek widoczność tego dnia była bardzo trudna – Waterberg skąpany był w chmurach i niemal niezauważalny. Warto także zarezerwować swój nocleg tutaj z dużym wyprzedzeniem, bowiem ilość miejsc na campach dookoła Waterberg jest bardzo ograniczona, a lodge, jak to lodge w Namibii – bardzo drogie. Ostatecznie postanowiliśmy zostawić sobie Waterberg na naszą kolejną podróż po Namibii, kiedy będziemy ruszać ku północnej części tego kraju i uda nam się wygospodarować więcej czasu na to miejsce.

Jako że spędziliśmy w Etoshy więcej czasu niż pierwotnie zakładaliśmy, postanowiliśmy zatrzymać się na swój nocleg w połowie drogi między Etoshą a Windhoek. Tak też dotarliśmy do miejscowości Otjiwarongo, które jest 50-tysięcznym miastem z mocno zauważalnymi wpływami z czasów niemieckiego kolonializmu. Nie zdziwi pewnie więc nikogo, że sporo mieszkańców mówi tutaj wciąż po niemiecku (po angielsku także). My w samym Otjiwarongo zatrzymaliśmy się przede wszystkim na zakupy i udaliśmy się na uroczy camp poza miastem – Northern Rock Otjiwarongo. To bardzo urocze, rodzinne miejsce, na którym jest zaledwie kilka miejsc, każde zaś ma swoją łazienkę z ciepłą wodą, toaletą, stanowisko do mycia naczyń, palenisko i zadaszenie. Miejsce to zostało założone przez młode małżeństwo namibijsko-australijskie, które chciało stworzyć tu swój mały raj na ziemi i, jak widać, udaje im się to. Teren, choć jak na Namibię, nie jest ogromny, jest naprawdę malowniczy, ma nawet swoją skalistą górę, na którą można wejść i podziwiać widoki na okolicę. Znajduje się tutaj także wodopój, do którego przychodzą oryksy i antylopy, a po campie chodzi parka uroczych osłów i kozy, a nocą i o poranku widać i słychać stada pawianów, które na noc wchodzą na tą właśnie górę znajdującą się na campie.




W zasadzie jedynym minusem tego miejsca jest bliskość dość ruchliwej, asfaltowej drogi, którą podróżują ciężarówki do i ze stolicy. Dla nas jednak nie było to nadto uciążliwe, a na całym campie byliśmy jedynie my i jedna para z Niemiec. Nie robiliśmy wcześniej rezerwacji, dzięki czemu właściciel na miejscu zaproponował nam niższą cenę niż dostępną na portalach rezerwacyjnych. Warto jednak pamiętać, że to malutki camp, więc może się zdarzyć, że nie będzie miejsc. Jeśli szukacie czegoś wygodnego, przyjemnego i niedrogiego w okolicy Waterberg – z serca polecamy to miejsce.

Dzień 12/13 – Simmenau Farmstay
Ostatni dzień naszej podróży spędziliśmy na drodze z Otjiwarongo do Simmenau Farmstay i Arub Camp. Mając następnego dnia wylot o godzinie 14 z lotniska w Windhoek, chcieliśmy być stosunkowo blisko stolicy, by na spokojnie spakować się na podróż, móc się wyspać przed drogą, oddać auto i dojechać na lotnisko 2 godziny przed wylotem. Dlatego też nasz ulubiony Arub Camp był doskonałym wyborem na ostatni nocleg. Chcieliśmy także raz jeszcze spotkać się z Cindy, Baristą i całą rodziną, z którą spędziliśmy pierwszy dzień naszej podróży. Atmosfera tutaj jest tak wspaniała, że wiemy, że przy okazji kolejnej naszej podróży do Namibii – a taka na pewno się jeszcze wydarzy – przyjedziemy ponownie także do Simmenau i spędzimy noc na Arub Camp.




Droga z Otjiwarongo zajmuje niecałe 4 godziny główną drogą. My jednak zdecydowaliśmy się na lekki offroad, by zaznać widoków i spokojnej atmosfery. Dzięki temu mogliśmy znowu podziwiać dzikie zwierzęta i cieszyć oko pięknem namibijskiej przyrody, za którą już tęsknimy. Jeśli chcesz spędzić czas ze zwierzętami w Simmenau Farmstay, pamiętaj, by umówić się z Baristą, a także dojechać tu odpowiednio wcześniej. Cindy to staruszka i kładzie się spać około godziny 19, zatem nie spotkasz się z nią w godzinach wieczornych. Warto także wziąć ze sobą owoce – banany, mandarynki, za którymi cała zwierzęca rodzina przepada. Spędziliśmy tu wspaniały czas, a Barista jest tak oddana każdemu ze zwierząt, ma z nimi tak piękną więź na zasadzie „matka-dzieci”, że jesteśmy tym totalnie wzruszeni. Mieliśmy szansę przyjść tutaj także późnym wieczorem, by zobaczyć karmienie Penny – jeżozwierza przychodzącego do Baristy każdego wieczoru. Jakież było nasze zdziwienie, gdy spacerując w ciemności między Arub Camp i Simmenau Farmstay na naszej drodze spotkaliśmy wielką Penny z jej potężnymi kolcami.




Ostatnie godziny naszego pobytu w Namibii pełne były wzruszeń, pięknych chwil i emocji, które wypełniały nasze serce tęsknotą zanim jeszcze opuściliśmy ten piękny kraj. A w Simmenau czuliśmy się jak w domu… Ponownie całkiem sami na całym campie i z niebem pełnym gwiazd. I z Kalim, który przywędrował do nas, gdy tylko tu dojechaliśmy i spał całą noc pod naszym autem, a rano towarzyszył nam przy śniadaniu i pakowaniu na podróż. Wrócimy tu jeszcze, bo to miejsce jest wyjątkowe.



Co zobaczyć w Namibii – MAPA
Czy warto jechać do Namibii?
Mamy nadzieję, że po lekturze tego wpisu nie masz już żadnych wątpliwości co do tego, że Namibia jest absolutnie warta zobaczenia! Dla nas była ona wielkim marzeniem od lat i jesteśmy przeszczęśliwi, że wreszcie we wrześniu 2025 udało się je spełnić. I jest to jeden z niewielu krajów, do którego chcemy wrócić jak najszybciej, a od powrotu codziennie sprawdzamy loty, by ruszyć tam ponownie. 12 dni to mało na tak potężny kraj, ale jak widzisz, całkiem sporo wciąż udało się zobaczyć. Było bardzo intensywnie, wstawaliśmy codziennie bardzo wcześnie, by o wschodzie słońca już być w drodze, ale też w Namibii właśnie w ten sposób działa rytm podróży – wczesne wstawanie i stosunkowo wcześnie każdy kładzie się tutaj spać, by w ciągu dnia jak najbardziej skorzystać z tego, co ten piękny kraj ma do zaoferowania. A ma naprawdę bardzo wiele.



Doskonałym wyborem był wynajem auta z napędem 4×4 i namioty dachowe, które były naszym domem przez większość naszej podróży. Namibia jest wprost stworzona do podróżowania w ten sposób, dzięki czemu lokalne wypożyczalnie zapewniają wszystko, co w takiej podróży może być w aucie potrzebne, sklepy bardzo dobrze zaopatrzone, a drogi – choć szutrowe – wygodne do jazdy. Jeśli zastanawiasz się jak samodzielnie zorganizować swoją namibijską przygodę, koniecznie sprawdź nasz wpis Podróż do Namibii – informacje praktyczne, wskazówki, w którym zawarliśmy wszystko, co sami chcielibyśmy przeczytać w jednym miejscu przed naszą podróżą. Znajdziesz tam również kwotę, którą wydaliśmy na naszą 12-dniową podróż po Namibii. Przekonasz się, że wcale nie trzeba mieć fortuny w portfelu, by móc przeżyć coś tak wyjątkowego. My zaś… już planujemy powrót. Bo Namibia nie tylko zachwyca, rozkochuje, ale także uzależnia! Pięknej podróży!



Wybierasz się w podróż?
- Szukasz inspiracji podróżniczych? Zobacz inne nasze posty!
- Zobacz nasz interaktywny przewodnik po Malcie, Gozo i Comino w formie e-booków! Idealne kompendium wiedzy na temat Malty i podróży dookoła tego kraju!
- Zobacz nasz interaktywny przewodnik po Rzymie! Znajdziesz go na Rzymbook.pl!
- Szukasz czegoś bliżej? Przekonaj się jak piękne jest Podkarpackie z naszym przewodnikiem Podkarpackie do zobaczenia!
- Zaglądnij do nas też w social mediach! Tutaj znajdziesz nas na Instagramie, Facebooku i Youtubie!



10 komentarzy
Zapisuję na przyszłość, ponieważ Namibia to moje marzenie 🙂
Teraz masz już gotowy plan zwiedzania, mamy nadzieję, że Ci się przyda 🙂
Taką Afrykę chciałbym zobaczyć. 🙂
Absolutnie nieporywnywalne do niczego widoki, przeżycia i emocje 🙂
Ladne zdjęcia, jakiyo aparat i obiektyw?
Dzięki! Lumix Gh5 i obiektyw Olympus 40-150 f2 8 + teleekstender x2 🙂
Byłem w RPA z kolegą, co zwiedzał również Namibię i też był pod wrażeniem ale to do RPA wraca już kolejny raz. Ogromną zaletą południowych krajów Afryki jest możliwość samodzielnej jazdy samochodem przez parki narodowe. Byłem w Kenii, gdzie doba w parku z przewodnikiem kosztuje 200-300 dolarów a doba to zdecydowanie za mało. Bilet do Krugera to około 100 zł + paliwo i auto w polskiej cenie.
Gratuluję wyboru destynacji i życzę kolejnych udanych podróży
Po doświadczeniu w Namibii i właśnie samodzielnej jeździe po tutejszych parkach narodowych trudno nam byłoby się skusić na jazdę z przewodnikami i wycieczkami zorganizowanymi. Ta wolność w Namibii czy RPA (w RPA jeszcze nie byliśmy, ale sporo dobrego słyszeliśmy), samotne spotkania ze zwierzętami, ich tropienie, ta cisza dają tak ogromne emocje i radość, że trudno opisać słowami. Już planujemy powrót do Namibii i tym razem chcemy zostać dłużej i połączyć z Botswaną. Ceny biletów do parków narodowych w Namibii są bardzo przyjemne dla portfela, campów na terenie parków również, więc nie trzeba wydawać fortuny, a pozbierać doznania, jakich nie zapewni podróż do znacznie bardziej turystycznych krajów Afryki i wycieczki z przewodnikiem. Bardzo polecamy Namibię!
Fantastyczne miejsce 🙂
Namibia nas zachwyciła i rozkochała 🙂