Do Lizony dojechaliśmy późnym wieczorem, gdy całe miasto było już spowite mrokiem. Przed wjazdem do miasta wpadliśmy na troszkę skopiowany z Rio de Janeiro pomnik Chrystusa, który spogląda czujnym okiem na Lizbonę. Portugalski Chrystus może się schować, oryginał w Rio, jak sami dobrze wiemy, robi dużo większe wrażenie! 🙂
Rano powitała nas znowu lizbońska mgła, która pomimo naszej wielkiej nadziei, nie opadła aż do 14, przez co nasze zdjęcia sprzed godziny 14 nie są zachwycające. W każdym razie nie takie, jakie sobie wymarzyliśmy.
A tu paw, który po zrobieniu mu kilku zdjęć uznał, że ręka Piotrka to idealne siedzisko.
I ciasteczka Pasteis de Nata – obowiązkowy punkt programu w Portugalii
Ostatecznie słońce wyszło zza mgły i Lizbona stała się zupełnie innym miastem. Należy pamiętać, by przejechać się legendarnym tramwajem linii 28 – tramwaj jedzie przez całe miasto, warto zatrzymać się przy jednym z mnóstwa punktów widokowych i delektować się winem spoglądając z góry na miasto.
Wieczorem zaś postanowiliśmy wybrać się do jednej z mnóstwa okolicznych względem naszego hostelu knajpek, gdzie można na żywo posłuchać Fado. Po wysłuchaniu 15 ofert stwierdziliśmy, że niestety wszędzie tu są złodzieje i naciągacze, jednak wybraliśmy jedną knajpę, gdzie oferta wydawała się najtańsza. Warto pamiętać, że niestety w Lizbonie by wysłuchać Fado na żywo należy iść do knajpy i zamówić posiłek, wtedy fado jest w cenie. Teoretycznie. Bo nas i innych oczywiście ostatecznie próbowali oszukać i do rachunku po świetnym rzeczywiście popisie fado doliczyli nam 20 euro za koncert (10 euro za osobę), jednak my, w odróżnieniu od innych zaskoczonych turystów zachowaliśmy zimną krew i oznajmiliśmy, że nie zapłacimy za koncert skoro miał być w cenie posiłku. Od razu kelnerka, ku zaskoczeniu innych turystów, którzy zapłacili podwyższoną o koncert kwotę, przyniosła nam rachunek pomniejszony o 20 euro. Potem na tripadvisorze znaleźliśmy mnóstwo komentarzy na temat tego miejsca napisanych przez wściekłych, oszukanych klientów. Cóż, trzeba umieć walczyć o swoje 🙂
Rano, przed wyjazdem z Lizbony zaliczyliśmy jeszcze dzielnicę Expo, którą Karolina pamiętała z dziecinnych lat jako nowoczesne, kolorowe, piękne miejsce. Podczas naszej wizyty okazało się jednak, że Expo ma swoje lata świetności dawno za sobą, teraz zaś jest główną siedzibą bezdomnych chowających się w zakamarkach niegdyś fantastycznych budynków. Tego dnia pogoda już nie była dla nas tak łaskawa jak dotąd, od rana padał deszcz, a i chłód dawał się we znaki.
Takim sposobem opuściliśmy Lizbonę i ruszyliśmy ku Sintrze, pięknemu miasteczku przepełnionemu starymi pałacami, rezydencjami oraz ze starym muzułmańskim zamkiem ulokowanym na wzgórzach wokół miasta. Polecamy ogrody Quinta da Regaleira – mnóstwo tuneli, studni w przepięknym gąszczu – świetna zabawa i piękne miejsce.
Dalej zaś ruszyliśmy do Cabo da Roca, czyli najdalej na zachód wysuniętej części lądu kontynentu europejskiego. Każdy, kto się tam wybiera, niech się przygotuje na konkretny wiatr – Karolinie aż ciężko było zrobić choćby jeden krok.
Dalej odwiedziliśmy Mafrę, gdzie zlokalizowany jest olbrzymi klasztor z przepiękną biblioteką rodem z Harry’ego Pottera. Tutaj także była niegdyś jedna z siedzib rodziny królewskiej.
Na wieczór zaś dotarliśmy do studenckiego miasta- Coimbry, gdzie podczas nocnego spaceru natknęliśmy się na studentów chrzczących nowych uczniaków uniwersytetu. Rano, po godzinnym spacerze ruszyliśmy już prosto do Porto.
Porto oczywiście musiało nas zachwycić, nie mogło przecież być inaczej. Miasto jest przepiękne, robi dużo większe wrażenie niż stolica. Mnóstwo starych kolorowych kamieniczek, azulejos, stare potężne kościoły i opuszczone rezydencje, słynny Ponte Dom Luis I czyli most będący znakiem rozpoznawczym miasta i oczywiście słynne wino Porto! Nie mogło obejść się bez degustacji, od której z resztą rozpoczęliśmy zwiedzanie, by Piotrek mógł wieczorem siąść bez obaw za kierownicę. Wszystkie winiarnie i piwniczki zlokalizowane są po drugiej stronie rzeki. Podstawowa degustacja win, składająca się z półgodzinnej wycieczki z przewodnikiem po piwniczkach wraz z degustacją dwóch win kosztuje 6 euro. My ostatecznie wylądowaliśmy w słynnym Sandemanie, ale ceny są wszędzie takie same.
Późnym wieczorem, po degustacjach, spacerach i kolacji w lokalnej knajpce w ramach Meno del Dia, czyli Menu dnia (w przyjaznej cenie można dostać zupę, drugie danie i napój lub/i deser) dotarliśmy na lotnisko, gdzie spędziliśmy noc ze względu na to, że musieliśmy oddać tam auto. Tu już nie było tak przyjemnie, jak w Lizbonie – zamiast wygodnych kanap drewniane twarde krzesła, lodowata klimatyzacja i huk, ale dało się przetrwać.
Rano wylecieliśmy do Brukseli Charleoi, gdzie cudem udało się wylądować – ze względu na olbrzymią mgłę i widoczność bliską zeru lądowanie było utrudnione, ostatecznie jednak wylądowaliśmy w Charleoi, gdzie spędziliśmy kolejne 8 godzin czekając na samolot do Warszawy. W Brukseli i Charleoi trwał stan alarmowy związany z pościgiem za terrorystami, więc nie mogliśmy się nigdzie ruszyć, lecz siedzieliśmy na lotnisku całkowicie opanowanym (w naszym odczuciu) przez wyznawców islamu, wojskowych i psy tropiące. Nie był to najprzyjemniejszy czas, więc cieszyliśmy się, gdy mogliśmy wreszcie wsiąść w samolot i wystartować do Warszawy.
W ten oto sposób zakończył się nasz tygodniowy pobyt w Portugalii. Jak zwykle w naszym wypadku był to wyjazd bardzo intensywny, spaliśmy niewiele, ale zobaczyliśmy bardzo dużo. Wróciliśmy kolejny raz pełni doświadczeń i nowych pomysłów oraz wspaniałych wspomnień.
Portugalia będzie dla nas zawsze miejscem szczególnym ze względu na to, że to właśnie tutaj na Cabo de Sao Vincente Piotrek poprosił Karolinę o rękę i usłyszał magiczne “tak” 🙂
Dlatego też wiele razy we wspomnieniach, a niewykluczone, że także fizycznie, będziemy wracać do Portugalii i na zawsze będzie to dla nas miejsce szczególne 🙂
Jeśli chodzi o koszta – loty z Warszawy do Lizbony można dorwać w bardzo niskiej cenie dzięki bezpośredniemu połączeniu Wizzaira. Jesteśmy w posiadaniu karty Wizz Discount Klub, dzięki czemu możemy liczyć na dodatkowe zniżki – opłata członkowska zwróciła się tak naprawdę już przy pierwszym locie naszej dwójki, więc warto zainwestować.
Jeśli chodzi o wynajęcie auta- pamiętajcie, by mieć odpowiednio podwyższony limit na karcie kredytowej – wtedy firma blokuje Wam sporą kwotę na karcie, ale nie musicie kupować drogiego ubezpieczenia. Noclegi poza sezonem w pokoju dwuosobowym w schroniskach/hostelach kształtują się w okolicach 20-24 euro, kwatera kosztuje poza sezonem około 30 euro. Jeśli chodzi o posiłki polecamy skorzystanie z oferty Meno del Dia, którą dysponują lokalne knajpki – w okolicach 6-7 euro można zjeść zupę, drugie danie, napój i/lub deser. Kawa to koszt ok. 1-1,5 euro, słodkie przekąski w podobnych cenach.
My osobiście polecamy Portugalię wszystkim, jednak szczególnie poza sezonem, gdyż w sezonie aż roi się od turystów, a i ceny są wtedy dużo wyższe. Dla nas Portugalia była świetną sposobnością, by uciec od polskiej listopadowej dołującej szarówki i zdała egzamin na piątkę. Wróciliśmy pełni energii, naładowani słońcem i mnóstwem wrażeń. Teraz możemy przygotowywać się do kolejnego wyjazdu i żadna zima nam niestraszna! 🙂
5 komentarzy
Ahhhh ta Portugalia! Moje miejsce na ziemi 🙂
Oj tak! Portugalia to jeden z europejskich krajów, który podobał nam się najbardziej 🙂
Przeczytałam dokładnie, bo ja będę w pażdzierniku najpierw na południu, a potem Porto i Lizbona. Dzięki za info:)
Nie ma sprawy 🙂 Gdybyś potrzebowała jakiejś rady lub chciała po prostu o coś zapytać – pisz śmiało 🙂
To już drugi raz, gdy korzystałam z Waszej strony planując swój wyjazd. Pierwszy był na Maltę w 2022 a drugi tegoroczny do Portugalii. Jesteście super pomocni. Podróżujcie, odkrywajcie, fotografujcie i relacjonujcie. Serdecznie Wam dziękuję. Pozdrawiam