Standardowo już i jak zwykle z lekkim poślizgiem, czas nadszedł, by podsumować naszą kolejną wyprawę, tym razem dookoła zachwycającego Meksyku. Minęło już kilka tygodni od naszego powrotu, prawda jest jednak taka, że jeszcze tego samego dnia, gdy wylądowaliśmy w Polsce, rzuciliśmy się od razu w wir pracy i codziennych obowiązków, nie mając wciąż czasu na spokojne przestudiowanie naszej podróży i przekalkulowanie kosztów. Zawsze jednak okazuje się, że najlepszą mobilizacją do podsumowań jest wizja kolejnej wyprawy i nowy etap 🙂
Biorąc pod uwagę fakt, że tak naprawdę Meksyk nie był nigdy naszym priorytetem na tyle, by specjalnie wyszukiwać tanich lotów w tym kierunku, zaś decyzję o tej wyprawie, widząc naprawdę tanie bilety lotnicze, powierzyliśmy, dosłownie, monecie, nasze wrażenia po powrocie z tego kraju całkowicie przerosły nasze oczekiwania. Szczególnie mając na uwadze wysoce podzielone opinie na temat tego kraju i wszechobecne stereotypy kreujące Meksyk na nieziemsko niebezpieczne miejsce, co oczywiście w rzeczywistości okazuje się absolutną nieprawdą.
Po kilku przesiadkach, spędzonej nocy na lotnisku w Madrycie, wielu godzinach w samolotach dotarliśmy do Meksyku, gdzie Spędziliśmy bardzo intensywne 12 dni. Nie mieliśmy okazji w ogóle dotrzeć na zachód od Mexico City, kierując się na wschód od stolicy, ale też nie zachód był naszym celem. Co prawda nie udało nam się zahaczyć o Gwatemalę, o czym tak bardzo marzyliśmy (z drugiej jednak strony zakładaliśmy, że raczej się to nie uda), jednak cały nasz misterny i ambitny plan podróży zrealizowaliśmy, mając nawet czas na 1,5 dnia lenistwa na plażach Jukatanu. Jak zwykle bywa podczas naszych wszystkich wypraw – spaliśmy bardzo niewiele, przejechaliśmy całą masę kilometrów lokalnymi środkami transportu, podążaliśmy przed siebie niejednokrotnie z całym dobytkiem na swoich plecach, przemierzyliśmy pieszo setki dróg, ścieżek, uliczek i wróciliśmy do Polski pełni uśmiechu i meksykańskiej pogody ducha. Był to może krótki, acz intensywny i pełen wrażeń wyjazd, a już na pewno należący do jednych z naszych najlepszych i ulubionych wypraw. Pewni jesteśmy, że będziemy robić wszystko, by móc tu jeszcze wrócić, bo Meksyku nie da się nie kochać, ten kawałek świata jest uzależniający – raz spróbujesz i chcesz więcej i więcej…
Wpis ów nie mógłby być naszym podsumowaniem, gdybyśmy standardowo nie wypunktowali wszystkich „naj”, które jako pierwsze przychodzą nam do głowy. Czas więc przejść do naszego małego zestawienia…:
1. MIASTO, KTÓRE ZROBIŁO NA NAS NAJWIĘKSZE WRAŻENIE – OAXACA
Oaxaca to pierwsze miasto w Meksyku, gdzie z każdej strony otoczyły nas kolorowe, jedno/dwukondygnacyjne budyneczki, gdzie nie musieliśmy się przeciskać przez dzikie tłumy świętujące dzień wolny od pracy, lecz mogliśmy przysiąść na murku i wsłuchać się w uliczną meksykańską muzykę, graną przez lokalnych grajków, gdzie pierwszy raz zetknęliśmy się z boskim alebrije (w końcu Oaxaca to stolica tejże sztuki), gdzie pierwszy raz po środku zimy, w styczniu, zaświeciło dla nas błogie, gorące słońce, którego tak pragnęliśmy, gdzie ludzie są serdeczni do granic możliwości i skąd nie chce się wyjeżdżać. To miasto jest po prostu magiczne.
2. NAJPIĘKNIEJSZE RUINY, KTÓRE ODWIEDZILIŚMY – PALENQUE
W trakcie naszej podróży po Meksyku, na każdym kroku mieliśmy okazję podziwiać wieloletnie pozostałości po budynkach Azteków i Majów, które wciąż zachwycają swoim ogromem i okazałością. Każde z nich są jednak umiejscowione zupełnie inaczej. Teotihuacan na wykarczowanym, niemal pozbawionym drzew terenie, Monte Alban na wzgórzu kryjąc tajemnice starej cywilizacji przed oczami bardziej wścibskich, Chichen Itza, choć piękna, aż pęka w szwach od turystów. Można by wymieniać dalej, jednak dla nas szczególne są ruiny Palenque – niesamowicie ukryte pośrodku dżungli, skąpane w zieleni tropikalnej roślinności, wciąż świetnie zachowane, wraz z pięknymi płaskorzeźbami. To miejsce, w którym można by przesiadywać godzinami, delektując się niepowtarzalną atmosferą. Absolutnie nr 1 na naszej liście zabytków w Meksyku.
3. NAJBARDZIEJ INTRYGUJĄCE I ZAGADKOWE MIEJSCE – KOŚCIÓŁ W SAN JUAN DE CHAMULA
Kościół jest swoistą mieszanką katolicyzmu, baptyzmu i prekolumbijskich tradycji. Turyści mogą wejść do środka za drobną opłatą jednak jest absolutny zakaz robienia zdjęć wnętrza. Każda próba zrobienia zdjęcia (a uwierzcie, tubylcy są niezwykle czujni i cały czas patrzą turystom na ręce) kończy się awanturą i wydaleniem z kościoła, co też nam po udanej próbie zrobienia zdjęcia Go Pro, się przydarzyło. W środku panuje nieziemska aura – na posadzce rozłożone są trawy, pośród których palą się setki świec, z których to pod sufit unosi się dym. Dookoła wszystkich ścian rozstawione są ołtarze z psychodelicznymi wizerunkami świętych, u których stóp gromadzą się na podłodze wierni i odprawiają rytualne modły. Nasze zdjęcia z wnętrza zostały usunięte, toteż wrzucamy wyszperane z trudem w Internecie zdjęcia innych szczęśliwców, które jednak nie oddają zupełnie tego, co dzieje się w środku.
4. NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE – MEXICO CITY
Stolica Meksyku, dom dla niemal 9 mln mieszkańców, olbrzymia metropolia, siedziba władz. Nie jesteśmy fanami stolic kraju i nie oczekiwaliśmy zbyt wiele po kolejnej wielkiej metropolii, o której niebezpieczeństwie krążą już legendy. Spodziewaliśmy się obskurnych budynków, tłumów bezdomnych, brudu u smrodu, zakorkowanych ulic, nieprzyjemnej atmosfery po zmroku, czegoś w stylu Limy lub Sao Paulo, które bardzo nie przypadły nam do gustu. Jakież było nasze zdziwienie, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, gdy ujrzeliśmy czyściutkie ulice, ładne, odrestaurowane kamienice, nowoczesne wieżowce na wysokim poziomie, piękne i liczne parki z darmowym wifi dosłownie na każdym kroku i gdy okazało się, że całkowicie swobodnie możemy poruszać się po zmroku – nikt na nas nie zwraca uwagi i na nikim nie robi żadnego wrażenia dwójka białych Europejczyków, która w innej części świata uchodziłaby za smakowity kąsek do obrobienia. Legendy o Mexico City to tylko legendy, nie mające pokrycia w rzeczywistości. Miasto to nas bardzo zaskoczyło, okazuje się bowiem, że stolica – metropolia może być naprawdę przyjemna. I na dodatek mają darmowe zoo z pandami, które zawsze chcieliśmy zobaczyć na żywo 🙂
5. NAJPIĘKNIEJSZA PLAŻA – ISLA DE LAS MUJERES
W zasadzie może nie jest to najbardziej trafny współczynnik, biorąc pod uwagę fakt, że niestety nie mieliśmy możliwości zbyt wielu plaż podziwiać. Jak już wspominaliśmy, choć wszystkie plaże w Meksyku są publiczne i nie można nikomu zabronić z nich korzystać, tak dojazd do większości z nich jest prywatny, co publiczne korzystanie osobom nie posiadającym własnej łódki skutecznie uniemożliwia. Jednak spośród tych kilku plaż, na których mieliśmy sposobność się pojawić, najpiękniejsza wydaje nam się ta na Isla de las Mujeres, czyli na Wyspie Kobiet. Tutaj określenie „lazurowa, krystalicznie czysta woda” nabiera zupełnie innego znaczenia, chyba nigdy i nigdzie na świecie nie widzieliśmy tak niesamowitych kolorów. Do tego rafa koralowa, wraki, biały piasek, kolorowe rybki, rozgwiazdy, palmy, łodzie rybackie i niczego więcej już nie trzeba. No może Margarity, ale o to akurat nie trudno 🙂
6. NAJFAJNIESZY ZWIERZ – ŻÓŁW BŁĘKITNY!!! 🙂
Gdyby nie możliwość pływania w naturalnym akwenie i środowisku żółwi błękitnych, o czym zawsze marzyliśmy, to pewnie znalazłaby się tu panda, jednak marzenie to marzenie, w końcu się spełniło i nie możemy nie zawrzeć żółwia w tym zestawieniu 🙂 Czytaliśmy w wielu przewodnikach, że w Akumal na Jukatanie można bez problemu spotkać żółwia i to bez potrzeby wypływania na głębiny. Osobiście, szczerze w to wątpiliśmy i bardziej traktowaliśmy to jako chwyt marketingowy mający na celu przyciągnięcie większej ilości turystów, jednak nie dałoby nam to spokoju, gdybyśmy nie sprawdzili Akumal. Szczególnie, że już od dawna marzyliśmy o pływaniu z żółwiami. Karolina, będąc pełną wątpliwości, postanowiła zostać na plaży i chwilę powylegiwać się na kocu, Piotrek zaś za zadanie miał potwierdzić naszą tezę, że żadnych żółwi tu nie ma. Jakieś było zdziwienie nas obojga, gdy Piotrek już po 5 minutach pływania natknął się najpierw na jednego żółwia, potem na drugiego, trzeciego…Gdyby nie fakt, że jeszcze tego samego dnia chcieliśmy dotrzeć w kilka miejsc, ciężko by było nas wyciągnąć z wody 🙂 Pływanie z żółwiami, trzymanie się skorupy i wspólne nurkowanie i wynurzanie się – no niesamowite przeżycie!
7. NAJDZIWNIEJSZE, CO UDAŁO NAM SIĘ ZJEŚĆ – LODY SŁODKO-KWAŚNO-OSTRE Z PAPRYKOWĄ POSYPKĄ
Mieszkańcy Meksyku ogólnie mają dziwne smaki jeśli chodzi o słodkie przekąski i akurat do tego się chyba nigdy nie przekonamy. Wszystko, co u nas je się jako słodką przekąskę, bez żadnych udoskonaleń, np. lody, ciasta, cukierki, lizaki etc. lokalni jedzą z wszelkiego rodzaju kwaśno-ostrymi przyprawami. Jeszcze w Puebli zaintrygowały nas lody marakujowe a dziwną czerwoną posypką i bordowym paluchem polane czerwoną polewą. O jakie musiały być nasze miny po pierwszym kęsie, gdy zorientowaliśmy się, że jemy przepyszne, naprawdę wspaniałe lody o smaku marakuji z posypką z czegoś słono-kwaśno-ostrego, papryką granulowaną, polane paprykową, słoną polewą wraz z paluchem złożonym z papryki, soli, czegoś kwaśnego. Całość była obrzydliwa i dla nas, pomimo szczerych chęci, nie do zjedzenia. Nie polecamy
8. NAJSMACZNIEJSZE, CO UDAŁO NAM SIĘ ZJEŚĆ – zazwyczaj mieliśmy jedno lub dwa ulubione dania, jednak w przypadku kuchni meksykańskiej, ciężko się zdecydować, gdyż po prostu wszystko jest wspaniałe. Oczywiście standardowo korzystaliśmy tylko z ulicznych straganów, targów i przydrożnych barów, z których korzystali lokalni. Piotrek jest największym fanem sosu Mole, czyli sosu złożonego m.in. z czekolady, który jest namiętnie stosowany w kuchni meksykańskiej do mięs, warzyw, tortilli itd. Karolina zaś zajadała się wołowiną, sosami pomidorowo-serowymi z warzywami i smażoną agawą. O uwielbianym przez nas guacamole ciężko nie wspomnieć. Prawda jest taka, że prócz jednego przypadku – wspomnianych wyżej lodów – ani razu nie zdarzyło nam się, by jedzenie nam nie smakowało, wręcz przeciwnie, zawsze zajadaliśmy ze smakiem 🙂
9. NAJBARDZIEJ MALOWNICZE WIDOKI – CANYON DEL SUMIDERO
Kanion rzeki którego ściany sięgają nawet 1200m, zakończony zaporą. Zbocza porasta bujna roślinność, po drzewach dookoła rzeki skaczą mały, zaś widoki na wysokie zbocza, płynąc środkiem kanionu, zapierają dech w piersiach. Szczęśliwcom może uda się wypatrzeć jednego z licznych tu krokodyli. Nam udało się zobaczyć 2 krokodyle leżące na brzegu i wygrzewające się na słońcu i jednego płynącego w rzece niedaleko nas, toteż wychylania się z łódki nie polecamy 🙂
Na tej kategorii poprzestaniemy, nie widząc sensu wyliczania w nieskończoność 🙂
To, co pewnie wielu interesuje to koszty i fundusze, które przeznaczyliśmy na naszą wyprawę po Meksyku. Na wstępie należy powiedzieć, że wycieczka o podobnej, acz delikatnie bardziej okrojonej trasie niż nasza w biurach podróży kosztuje od 9 do 11 tys. zł od osoby. Czy tyle właśnie trzeba przeznaczyć za niemal 2 tygodnie w Meksyku i plan o kilka pozycji bardziej rozbudowany niż ten, który oferują biura podróży? Otóż nie i nasza wyprawa jest tego swoistym przykładem. Choć przyznać trzeba, że akurat na tej podróży nie oszczędzaliśmy tak, jak zwykle i kładliśmy nacisk na to, by jak najwięcej zobaczyć. Dodatkowo pamiętajmy, że na dłuższych trasach braliśmy nieco droższe autobusy, które uchodzą za bezpieczniejsze.
Bilet do Meksyku mieliśmy zakupiony z Madrytu, z przesiadką w Amsterdamie w jedną stronę, zaś w drodze powrotnej przesiadka była w Paryżu. Za bilet do Meksyku zapłaciliśmy 1291 zł za osobę, przelot liniami Air Europa+KLM. Do tego dokupiliśmy bilet z Warszawy do Madrytu, który wyniósł 105zł za osobę liniami Ryanair. Za przelot w drodze powrotnej na trasie Madryt – Kraków zapłaciliśmy sporo, bo 280zł za osobę. Zmusiły nas do tego komplikacje w Wizzairze, który odwołał nam lot z Paryża (gdzie chcieliśmy zakończyć podróż) do Wrocławia. Dodatkowo wykupiliśmy przelot na trasie Cancun-Mexico City, dzięki czemu zaoszczędziliśmy dobre kilkadziesiąt godzin jazdy autobusem. Lot liniami Volaris w cenie 320zł za osobę. Ceny były wcześniej dużo niższe, pod warunkiem, że kupowało się z dużym wyprzedzeniem. My nie chcieliśmy się zawczasu uwiązywać samolotem na wypadek, gdyby zmieniła nam się trasa.
W Tulum wynajęliśmy na 3 dni samochód, koszt 340zł.
W sumie po podliczeniu wszystkich kosztów, wraz z dolarami, które wzięliśmy ze sobą, wraz z wszystkimi biletami lotniczymi, cała podróż wyniosła nas 4574zł od osoby. Nie jest to mało biorąc pod uwagę to, ile wydawaliśmy przy okazji poprzednich podróży. Weźmy jednak pod uwagę, że normalnie sam bilet do Meksyku kosztuje ponad 3tys zł.
Drogą lądową w samym Meksyku przejechaliśmy ok. 2651 km poprzez góry, doliny, szczyty pokryte kaktusami, dżunglę i pustkowia.
Jak już kilka razy wspominaliśmy, Meksyk dotąd nie pojawiał się w naszych głowach jako kierunek priorytetowy, nie szukaliśmy biletów ani nawet nie planowaliśmy, że w najbliższej przyszłości się tam wybierzemy. Zupełnie przypadkiem natknęliśmy się na super promocję na bilety, dzięki czemu zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak by nie wyruszyć. Jako że lista plusów i minusów tego wyjazdu równoważyła się na tyle, że nie byliśmy w stanie podjąć decyzji, postanowiliśmy oddać nasz los jednemu rzutowi monetą… Moneta zaś postanowiła, że mamy lecieć. Tak też kupiliśmy bilety do Meksyku i poczyniliśmy pierwszy krok w kierunku kolejnej wyprawy.
Kolejnym krokiem było zakupienie przewodnika – pamiętajmy, że niestety nie ma zbyt wielu wartych uwagi publikacji na temat tej części świata. My, z doświadczenia, kolejny raz postanowiliśmy skorzystać z przewodnika Lonely Planet, według nas najlepszy przewodnik, zawierający absolutnie wszystkie niezbędne informacje i wskazówki. Przewodniki Lonely Planet może nie należą do najtańszych, ale dobre źródło informacji to podstawa podczas samodzielnej podróży i tutaj nie należy oszczędzać.
Wiele osób starało się nas zniechęcić do tej podróży i nastraszyć, upierając się, że Meksyk jest bardzo niebezpiecznym krajem. Traktowaliśmy te opinie z lekkim przymrużeniem oka, wiedząc, że dla wielu ludzi wszędzie, gdzie bez biura, gdzie są ludzie inni niż biali Europejczycy, jest niebezpiecznie. Zasięgnęliśmy też opinii kilku osób, które właśnie z Meksyku wróciły tudzież przebywały tam w momencie, gdy sami się pakowaliśmy do wyjazdu i ostatecznie wszelkie wątpliwości zostały rozwiane.
Na miejscu sami przekonaliśmy, że Meksyk jest wspaniałym miejscem na ziemi, pełnym żywych, jaskrawych kolorów, uśmiechniętych i naprawdę serdecznych ludzi, dla których Europejczyk to nie jest źródło zysku, lecz przyjaciel. To kraj, gdzie wciąż styka się wielowiekowa tradycja z nowoczesnymi rozwiązaniami. Gdzie nie opłakuje się swoich przodków, lecz świętuje fakt, że kiedyś z nimi byli. Gdzie wciąż można spotkać tradycyjnie ubranych i wychowywanych Indian. Gdzie szacunek do religii i wiara to swoiste sacrum, coś nietykalnego i niepodlegającego dyskusji. Gdzie dzieci biegają radosne samopas po ulicach i zaczepiają przechodniów obdarzając radosnym okrzykiem. Gdzie policjant, choć wyglądający groźnie jadąc na pace Jeepa z karabinem w ręce, wita ludzi ciepłym uśmiechem i pomacha do spacerowiczów. Gdzie niesamowite ruiny azteckie i majańskie przez całe wieki były ukryte w dżungli w sąsiedztwie niczego nieświadomych tubylców. Gdzie dla lokalnych pływanie pośród krokodyli czy żółwi morskich nie jest niczym nadzwyczajnym.
Z drugiej strony Meksyk jest krajem, gdzie handel narkotykami, choć niewidoczny dla nieświadomego turysty, kwitnie w najlepsze. Gdzie paradoksalnie widok policjantów uzbrojonych po uszy wywołuje poczucie bezpieczeństwa, a nie niepokój. Gdzie co dzień w niewyjaśnionych okolicznościach giną bezpowrotnie kobiety.
Mimo wszystko my zakochaliśmy się w Meksyku po uszy. Nie od dziś wiadomo, że dla nas dużo ciekawsza jest lewa półkula globu, Meksyk jak najbardziej wpisuje się w nasze gusta. Kochamy Meksyk za wyśmienite jedzenie, za Margaritę, za lazurową wodę Morza Karaibskiego, za niesamowite zapomniane ruiny dawnych cywilizacji, za żółwie, krokodyle i pandy, za występy El Mariachi, za Tequilę i Mezcal, za rafę koralową, za soczystą zieleń dżungli, za piękne drewniane maski, za pokazy sportów azteckich, za uśmiechy życzliwych ludzi, za radosne okrzyki meksykańskich dzieci, za pstrokate kolory i wszechobecne garbusy. Tą wyprawę na zawsze będziemy ciepło wspominać i na pewno będziemy dążyć do tego, by do Meksyku jak najszybciej wrócić. Ta wyprawa także naprowadziła nas na kolejne z naszych marzeń, które gdy tylko w Polsce wyjdzie słońce, zaczniemy realizować – kurs nurka. Po to przecież się żyje, by marzyć i odkrywać, czyż nie?
Tymczasem pozdrawiamy tych wytrwałych, którzy dotarli do końca tego wpisu, który z krótkiego zrobił się przydługimi wywodami na temat małej cząstki świata, która głęboko nam zapadła w pamięci. Polecamy Meksyk każdemu i gorąco zachęcamy do podróży w tym kierunku – nie pożałujecie ani minuty spędzonej w tym miejscu 🙂
Wasi Amigos – Karolina i Piotrek 🙂