Tbilisi!

przez Rudeiczarne Travel Blog

Wreszcie po kilku miesiącach ciszy nadszedł czas na uzupełnienie wpisów o Gruzji. Przepraszamy za to milczenie, niestety Karolina w szczycie sezonu turystycznego w pracy, nie była w stanie znaleźć czasu na składanie literek na temat Gruzji, postanowiła więc, że nadrobi zaległości, gdy Kraków nieco opustoszeje i znajdzie się więcej czasu na pisanie.

Ostatni post zatrzymał się tuż przed Tbilisi, któremu niewątpliwie warto poświęcić osobny wpis. Trzeba przyznać, że stolica Gruzji bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Jak wiadomo, stolice często są przereklamowane, więcej ciekawych miejsc można zazwyczaj znaleźć poza metropolią, Tbilisi jest jednak zupełnie inne i dalekie od wielkomiejskiego zgiełku. Przepełnione jest wielowiekowymi zabytkami, jak zresztą cała  Gruzja, jednak ma w sobie coś, co przyciąga i nie pozwala przejść obojętnie i wywołuje głęboką chęć pozostania tutaj dłużej, niż się planowało.

Z Tbilisi uczyniliśmy małą bazę wypadową do takich miast, jak Mccheta, Signagi czy też na Kazbegi, o tym jednak w osobnych wpisach. Tu skupimy się wyłącznie na stolicy.

Faktem jest, że Tbilisi dalekie jest od splendoru, którym szczycić się może większość stolic. Nie ma tu zbyt wielu nowoczesnych budynków, wieżowców, szerokich ulic, drogich butików, metro swoje lata świetności ma już dawno za sobą, dworce przypominają niejednym koniec świata. Nie ma pięknych barokowych kamienic, wspaniałego rynku z kafejkami, gdzie turyści raczą się kawą. I właśnie ta „inność” sprawia, że Tbilisi nie da się zapomnieć. Szczerze mówiąc, spacerując po mieście, bardziej czujemy się jak w małym miasteczku, możemy się całkowicie wyluzować. Nie ma tłumów, może też dlatego, że jesteśmy tu totalnie poza sezonem turystycznym. Nie jest to miasto, gdzie zalicza się kolejne atrakcje. Bardziej pociągają tutaj wielogodzinne spacery, po drodze zaliczając kolejne knajpki z doskonałym gruzińskim jedzeniem, którego już jesteśmy ogromnymi fanami. Totalny luz i rozpusta.

Mieszkając rzut beretem od Aleji Rustavelego, głównej ulicy miasta, mogliśmy po drodze zobaczyć gmach opery, dawną siedzibę parlamentu (aktualnie parlament został przeniesiony do Kutaisi) oraz różnorakie muzea. Aleja zakończona jest dosyć ruchliwym Placem Wolności z pozłacanym pomnikiem św. Jerzego na kolumnie. Ulica ta to odrobina snobizmu pośrodku tego pełnego uroku miasta, gdzie większość budynków bardziej przypomina europejskie niż kaukaskie. Pełna teatrów, pomników, szeroka aleja, to w zasadzie jedno z dwóch takich miejsc w całym Tbilisi, gdzie poczuć można powiew europejskości. Drugim takim miejsce jest Plac Europejski znajdujący się bezpośrednio nad brzegiem rzeki Kura, wraz z górującym nad nim Pałacem Prezydenckim oraz architektonicznie nowoczesnym Mostem Pokoju.

 

img_1623

img_1631

img_1895

To, co każdy w Tbilisi chce zobaczyć w pierwszej kolejności to stare miasto i słynne łaźnie. Trzeba przyznać, że stare miasto robi wrażenie, aczkolwiek czy jest ono jeszcze wciąż prawdziwe, gruzińskie, czy też odrestaurowane i wymuskane na potrzeby turystów? Niewątpliwie stare miasto jest piękne, przechadzając się zaś wokół słynnych łaźni, nie sposób nie poczuć woni siarki, która unosi się w powietrzu. Tak, to zapach zgniłych jaj dla jasności 🙂 . Osobiście z łaźni nie skorzystaliśmy, aczkolwiek można wynająć całą łaźnię wyłącznie dla siebie, za całkiem niewysoką opłatą. Niestety nie sprawdziliśmy ile taka opłata wynosi, ale przewodniki powiadają, że jest to bardzo tania atrakcja. Nam szkoda było czasu. Większość z nich jest otwarta 24 h/dobę.

dav

img_1719

img_1722

img_1741

dav

Nad łaźniami zaś góruje piękny meczet – wstęp dla nie-muzułmanów wzbroniony, jeszcze wyżej ruiny twierdzy Narikala. Podejście rzeczywiście należy do stromych, jednak widok niewątpliwie wynagradza trudy. Dla ciekawskich – wstęp do twierdzy jest darmowy. Ubierzcie sobie wygodne buty!

img_1732

img_1737

 

Przechodząc przez rzekę Kurę nowoczesnym Mostem Pokoju, znajdziemy się w parku Kultury, nad którym góruje wywołujący niesmak wśród społeczności Pałac Prezydencki (Gruzini nie są do końca zachwyceni prezydenckim kaprysem posiadania szklanej kopuły. Fanaberia ta kosztowała ponoć nie-małe pieniądze, które miały być przeznaczone na szeroko pojęty rozwój miasta). Sam park bardzo przyjemny, znajdzie się coś dla każdego – ścianka wspinaczkowa, fortepian, ogród botaniczny, wystawy i piękny widok na znajdujące się po drugiej stronie rzeki Stare Miasto. W sezonie można też stąd wyruszyć w drogę na szczyt kolejką, która jednak o tej porze roku nie była czynna.

img_1702

dav

To, czego absolutnie nie można ominąć, będąc w Tbilisi to Sobór Tsminda Sameba – największa sakralna budowla w Gruzji, siedziba patriarchy gruzińskiego kościoła prawosławnego. Przy okazji jest to jedna z największych świątyń prawosławnych na świecie. Nie należy ona do wiekowych, gdyż budowę rozpoczęto w 2000 roku, trzeba jednak przyznać, że robi wrażenie. A przy okazji widok ze wzgórza – niesamowity!

img_1691

img_1690

By jednak poznać prawdziwe Tbilisi, trzeba zanurzyć się głęboko w uliczki, zbaczając z turystycznych tras Starego Miasta. Tam ujrzymy rozpadające się kamienice, podtrzymywane wzmocnieniami, by nie runęły, a są tego bliskie. Zobaczymy gruzińskich starców grających na ławce w szachy i popijających czaczę, zniszczonych przez doświadczenia. Ujrzymy wiele pokomunistycznych pozostałości, rozpadających się świątyń, które lada moment runą, a o które nikt nie dba, bo miasto po prostu nie ma na to pieniędzy. Naszym oczom ukażą się biegające boso, radosne dzieciaki, które beztrosko bawią się, zatrzymując się, by obdarzyć uśmiechem obcych ludzi. Zobaczymy stare babuszki sprzedające owoce i warzywa za grosze, w cenach, o których Europejczyk może pomarzyć, które siedzą na taborecie na chodniku rozprawiając o codzienności. Rozglądając się dookoła, zorientujemy się, że większość kamieniczek ma piękne, stare, drewniane, ażurowe balkoniki, do których prowadzą pokręcone, wielowiekowe schodki. W końcu znajdziemy fantastyczne małe, lokalne knajpki z genialnym jedzeniem, miejsca, gdzie ucztują tylko Gruzini przy suto zastawionym stole popijając hektolitry czaczy i piwa, objadając się tak, że ledwo mogą się podnieść ze swoich krzeseł. Ale biesiada tutaj to podstawa, Polak zaś to największy przyjaciel. To właśnie takie miejsca, dalekie od turystycznego zgiełku, sklepów z pamiątkami, kochamy najbardziej. Bo to właśnie tutaj znajdziemy prawdziwą tożsamość tego wielowiekowego miasta, jak i całego państwa. A gruzińskie wino jest…no cóż…doskonałe 🙂

img_1964

img_1742

img_1767

img_1788

dav

Spacerując po Tbilisi, warto też zahaczyć o zabawną wieżę zegarową, która choć nie należy do wiekowych zabytków, przyciąga uwagę z uwagi na swój odchyłek od pionu 🙂 . Tuż obok znajduje się Teatr Lalek.

img_1751

Ciekawym doświadczeniem jest niewątpliwie wizyta na jednym z kilku dworców w Tbilisi. Tutaj czuje się, że jednak jesteśmy daleko od Europy, choć Gruzini bardzo dążą do tego, by uznawano ich za Europejczyków. Dworce nie mają tutaj potężnych hali wyposażonych w wielkie tablice informacyjne z rozkładami jazdy w kilku językach. Nie ma tu informacji, kas biletowych. Nie ma numerowanych stanowisk. Znajdziemy za to wielki bazar, ogromny bałagan i chaos. Dworce to jedno wielkie targowisko, pomiędzy marszrutkami, które dojadą w każdy zakątek Gruzji, a kierowcy wykrzykują swoje destynacje wniebogłosy, znajdziemy biegające boso dzieci, babuszki sprzedające owoce i drożdżówki wraz z miotłami i wiadrami, do tego koniecznie płyty z muzyką. Poczekalnia, która owszem, istnieje, przepełniona jest brodatymi Gruzinami i dymem papierosów. Pomiędzy tym wszystkim taksówkarze, którzy oferują turystom transport na bardzo wygórowaną cenę, udając, że nie mają pojęcia, gdzie znajduje się marszrutka do Kazbegi lub innego zakątka Gruzji. Toalety pozostawiają wiele do życzenia, nawet w Azji nie widzieliśmy czegoś tak zniechęcającego do skorzystania.  Z nikim, ale to absolutnie z nikim nie dogadasz się po angielsku, po rosyjsku też bywa momentami ciężko pomimo, iż potrafiliśmy wydukać z siebie podstawowe zwroty. I to właśnie tutaj, na dworcu w Tbilisi, poczujesz powiew Kaukazu, jakiego szukasz. Prawdziwego, dzikiego, dalekiego od europejskich wyobrażeń.

 

dav

dav

 

Tbilisi bardzo pozytywnie nas zaskoczyło i pozostanie jedną z naszych ulubionych stolic. Choć największe miasto w Gruzji, wszędzie jest blisko i można dojść pieszo. Życie płynie tu powoli, w swoim własnym tempie, nikt się nigdzie nie spieszy, tubylcy zaś to niesamowicie uprzejmi ludzie. Nie spotkasz na drodze nikogo, kto tak po prostu nie obdarzy Cię zwyczajnym, bezinteresownym uśmiechem. Znajdzie się tutaj tak nowoczesne budynki, jak i starodawne sobory i cerkwie, piękne, odrestaurowane kamienice, jak i podupadłe ruiny bez okien, w których wciąż żyją ludzie. Oni zaś, mimo upływu lat i wciąż jeszcze panującej tu biedy, żyją powolutku w swoim tempie, ciesząc się każdym kolejnym dniem i rozkoszując codzienną rutyną w towarzystwie bliskich. Jest to jedno z tych miast, do których naprawdę chce się wracać. Szczególnie zaś warto przespacerować się nocą – miasto jest wtedy najpiękniejsze! A do wizyty w Tbilisi na pewno każdego gorąco zachęcamy!

img_1877

img_1862

img_1778

Kolejny zaś wpis będzie o Kazbegi, do którego pomimo bardzo niesprzyjających warunków pogodowych (czyt. lawina), udało nam się wreszcie dotrzeć. Dziękujemy wytrwałym za cierpliwość, my zaś z przyjemnością dzięki pisaniu o Tbilisi, wróciliśmy we wspomnieniach do wyprawy po Gruzji.

 

Sprawdź także

1 komantarzy

Ewa 12 listopada, 2017 - 12:05 pm

Moja ukochana Gruzja. Zgadzam się całkowicie, wspaniałe miasto, genialny kraj, dla mnie najwspanialszy na świecie:)

Odpowiedz

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ta strona korzysta z plików cookies (tzw. ciasteczka). Możesz zaakceptować pliki cookies albo wyłączyć je w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Czy akceptujesz wykorzystywanie plików cookies? Akceptuj Dowiedz się więcej