Do Phnom Penh dojechalimy poznym wieczorem i jako, ze bylismy juz delikatnie zmeczeni, a wiedzielismy, ze nie mamy tu zbyt wiele czasu, pojechalismy prosto do hostelu. I tu kolejny raz musielismy toczyc zawziete boje o cene, bo w Kambodzy kierowcy sa nieugieci i strasznie ciezko sie z nimi targowac. Krotko mowiac – po prostu probuja wyciagnac jak najwiecej kasy od bialasow z Europy. Ostatecznie udalo nam sie wytargowac z kierowc tuk tuka i dotarlismy do hostelu.
Phnom Penh jest stolica Kambodzy od XIX wieku, kiedy to byl stolica poteznego imperium Khmerow, czyli jednego z najwiekszych mocarstw owczesnej Azji. Phnom Penh jest dosyc specyficznym miastem, wyroznia sie niebywalym chaosem, ktory ma swoisty urok. Ulice maja swoje nazwy tylko w scislym centrum, poza nim pozostaja tylko numery zamiast nazw.
Gdy wstalismy i zebralismy sie, by wyjsc z hostelu okazalo sie, ze trafilismy na swieto w Kambodzy, kiedy to mieszkancy maja w wiekszosci wolne od pracy. Mieszkancy Kambodzy maja cos w stylu 15 dni dla Buddy w kazdym miesiacu. Ostatnie 3 dni sposrod tych 15 to swieto, kiedy to caly swoj wolny czas nalezy poswiecic Buddzie, medytacji i spelnianiu dobrych uczynkow. W zwiazku z tym np lokalne bazary byly zamkniete, na ulicach mozna bylo zobaczyc raczej pustki.
Ostatecznie zwiedzanie rozpoczelismy od wiezienia Tuol Sleng, gdzie podczas rezimu Czerwonych Khmerow ok. 17 tys. ludzi bylo przetrzmywanych i torturowanych.
Wiekszosc wiezniow to byli przeciwnicy polityczni panujacego rezimu, potencjalni liderzy wystapien przeciwko Pol Potowi, zolnierze. Ostatecznie wieziono tu tez kobiety, dzieci, starcow. Muzeum robi duze wrazenie, szczegolnie czesci opowiadajace o taktykach tortur stosowanych tutaj.
Dalej szukajac sniadania wyladowalismy na targu z zywnoscia, ktory mimo swieta byl otwarty. Syf niemilosierny, wszystkie odpady pod nogami, ale jestesmy w Azji, mozna to wybaczyc 🙂
Tacy kolezkowie pod nogami biegaja 😉
Dalej tuk tuk zawiozl nas na obrzeza miasta do Pol Smierci, czyli miejsca kazni w Kambodzy, gdzie mordowano masowo i grzebano ofiary rezimu Czerwonych Khmerow. Przechodzi sie pomiedzy masowymi grobami, z ktorych do dzis podczas ulewy wyplywaja kolejne kosci i ubrania pogrzebanych…
Ta stupa po sam sufit wypelniona jest czaszkami pogrzebanych…
Wizyta w tym miejscu trzeba przyznac robi wrazenie i sklania do refleksji…
Dalej wrocilismy do centrum. Upal byl nie do wytrzymania, ale wszystkie turystyczne atrakje sa tutaj czynne tylko do 17 wiec trzeba sie uwijac ze zwiedzaniem, kolejnego dnia nie bedzie…
Dalej wejscie do kompleksu palacowego i slynnej Silver Pagody – koniecznie przykryte nogi po kostki i ramiona! bez tego nie ma wstepu. Skad Silver Pagoda? Bo posadzka jest tutj wykonana ze srebrnych plytek w ilosci 5 tys. Procz tego w srodku znajdziemy cale mnostwo zlotych posagow Buddy.
Ruszylismy jeszcze na bulwar rzeczny na spacer i zaliczyc po drodze kilka innych swiatyn, jednak po calym dniu tego upalu mielismy dosc. 🙂
Wieczorem raczylismy sie typowym khmerskim jedzonkiem w milej knajpce, ktorej wlascicielem jest profesor, ktory robil doktorat w Niemczech- przemily gosc i pyszne jedzenie! Gdyby ktos sie wybieral to polecimy! Dalej juz tylko piwko i do spania, gdyz rano ruszylismy do Wietnamu do delty Mekongu! Kolejny wpis juz niebawem, obiecujemy, tylko walczymy z tutejszym internetem i komputerem…Pozdrawiamy z Sajgonu! 🙂