Do Cuzco dojechaliśmy autobusem o 4 30. Niestety właściwie wszystkie autobusy z Puno do Cuzco przyjeżdżają o tej nieludzkiej porze, co wcale nie znaczy, że check In w hostelu jest równie wcześnie. Dojechaliśmy do hostelu z poznaną w autobusie parą z Chile, wiedząc, że recepcja jest czynna 24 h, więc stwierdziliśmy, że przynajmniej na recepcji przeczekamy do rana i zrobimy porządek ze zdjęciami i blogiem.
Czekając na wschód słońca stwierdziliśmy, że najlepiej by było następnego dnia z rana wyjechać do Machu Picchu na 2 dni, a w drodze powrotnej zostać jeszcze jeden dzień i noc w Cuzco. Jedynym problemem mógł być fakt, że przyjechaliśmy w niedzielę, kiedy większość biur podróży jest zamknięta (nie kupowaliśmy dotąd biletów wstępu do Machu Picchu, bo do końca nie wiedzieliśmy, kiedy tam będziemy, natomiast biletów ze zniżką studencką niestety nie można kupić przez Internet tylko osobiście w biurze). Nie chcieliśmy też jechać do Aguas Calientes (miejscowość pod Machu Picchu) pociągiem, choć byłby to najprostszy sposób dostania się tam, to także absolutnie najdroższy i całkowicie pozbawiony uroku.
Z racji tego, że niestety nasz pokój będzie wolny dopiero od 12 30, ruszyliśmy w Cuzco, nie mogąc wyjść z zachwytu, jak piękne jest to miasto. Po drodze natknęliśmy się na otwarte biuro podróży, postanowiliśmy więc przy okazji zapytać o cenę interesującej nas wyprawy na Machu Picchu. Ostatecznie cena okazała się całkiem niezła w porównaniu do cen, które oferowały inne biura (zapłaciliśmy 100 dolarów za osobę, a w tym transport do Hidroelectira i z powrotem, zakwaterowanie w hostelu w Aguas Calientes, bilet wstępu do Machu Picchu oraz lunch, obiad i śniadanie). Mając już z głowy kombinowanie z dostaniem się następnego dnia do Aguas Calientes i dalej do Machu Picchu, mogliśmy zacząć spokojnie zwiedzać Cuzco.
Ogólnie nikt nie poleca wędrówki na punkty widokowe w Cuzco po zmroku, dlatego my chcieliśmy iść tam za dnia. Rzeczywiście, wracając do centrum musieliśmy przejść przez kilka urokliwych, acz po zmroku raczej niezbyt bezpiecznych uliczek. Nawet w dzień trudno tam kogokolwiek spotkać, więc w razie jakiegoś napadu, trochę by potrwało zanim ktokolwiek by się zorientował. W każdym razie za dnia jest w porządku.
Nie zamieszczamy tym razem zbyt wielu zdjęć z głównego placu, czyli Plaza de Armas ze względu na święto, które akurat w ten dzień tam trwało i tłumy ludzi, które nie pozwalały zrobić zbyt wielu fajnych zdjęć, dlatego też więcej zdjęć będzie w następnym wpisie o Cuzco, czyli już po Machu Picchu.
Tymczasem czas się przygotować do wyprawy na Machu Picchu, ruszamy z samego rana!
Adios!