Jak to mówią, lepiej późno niż wcale Nie lubimy robić podsumowań, bo to kończy pewien etap i go zamyka, a my nie chcieliśmy go wcale zamykać. . .
Ciężko było nam wrócić do rzeczywistości po tak niesamowitej przygodzie, jaką była dla nas Ameryka Południowa. Można nawet powiedzieć, że za wszelką cenę staraliśmy się do tej rzeczywistości nie wracać, wspominając kolejne chwile spędzone tam, po drugiej stronie Atlantyku. Podsumowanie tego, co się tam działo, jest niezwykle trudne. Jednak po roku jesteśmy w stanie się zdystansować i troszkę inaczej na to spojrzeć, z innej perspektywy. Co nie zmienia faktu, że cholernie chcemy do Ameryki Południowej wrócić i mamy już kilka pomysłów, jak ów plan zrealizować i jak będą wyglądać kolejne trasy po tym niesamowitym kontynencie Nie, Mamo, wbrew Twoim marzeniom, nie usiądziemy nigdy na dupie, choć ciągle nas o to prosisz 🙂
Usiedliśmy kilka miesięcy temu przy winie i spróbowaliśmy dojść do tego, co było dla nas „NAJ” w tej podróży, poniżej więc kilka naszych typów i kategorii spośród miejsc, które mieliśmy szansę odwiedzić:
1. PAŃSTWO, KTÓRE ZROBIŁO NA NAS NAJWIĘKSZE WRAŻENIE – BOLIWIA
2. MIASTO, KTÓRE ZROBIŁO NA NAS NAJWIĘKSZE WRAŻENIE – tu mieliśmy problem z wybraniem jednego… więc ex quo RIO DE JANEIRO i CUSCO
3. NAJLEPSZE, CO UDAŁO NAM SIĘ ZJEŚĆ – MIĘSO Z ALPAKI , zdjęcia talerza nie mamy, bo też nie wygląda jak coś specjalnego (za to w smaku pycha!), ale za to wrzucamy poniżej zdjęcie suszonego na słońcu mięsa alpaki. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieć okazję, spróbujcie, jest przepyszne!
4. MIEJSCE (POZA MIASTEM), KTÓRE ZROBIŁO NA NAS NAJWIĘKSZE WRAŻENIE – SALAR DE UYUNI (zdjęcia są już przy okazji pkt 1, więc nie będziemy powtarzać) i MACHU PICCHU
No dobra, z Salarów też, chociaż 2 zdjęcia 🙂
5. NAJPIĘKNIEJSZA PLAŻA – IPANEMA W RIO DE JANEIRO
6. NAJFAJNIEJSZY ZWIERZ , JAKIEGO SPOTKALIŚMY – tu mały spór, bo Karolina wybrała małpy w Rio na Głowie Cukru, a Piotrek lamy na Machu Picchu
7. NAJŁADNIEJSZE PAMIĄTKI – BOLIWIA, LA PAZ, TARG CZAROWNIC
8. NAJBARDZIEJ MALOWNICZE WIDOKI PODCZAS PODRÓŻY– droga do Aquas Calientes, czyli miejscowości położonej poniżej Machu Picchu. Idzie się ok. 10 km wzdłuż torów kolejowych przez las tropikalny, dookoła malownicze wzgórza, rwąca rzeka, kolibry, kolorowe kwiaty, banany. Widoki nieziemskie!
9. NAJGORĘTSZE MIEJSCE, W KTÓRYM BYLIŚMY – PUSTYNIA ATACAMA W CHILE
10. NAJZIMNIEJSZE MIEJSCE, W KTÓRYM BYLIŚMY – 3-DNIOWY POBYT NA WYS. NIEMAL 5 TYS. M N.P.M. W BOLIWII W DRODZE DO SALAR DE UYUNI
Wystarczy już tych kategorii, bo można wyszukiwać ich w nieskończoność, a wciąż kolejne będą przychodzić do głowy. Podsumowując, przebyliśmy z Krakowa przez Amerykę Południową i z powrotem 34 tys. km, natomiast w samej Ameryce Południowej 12,5 tys. km – pieszo, samolotami, autobusami, taksówkami.
W samej Ameryce Południowej mieliśmy 2 loty wewnątrz-kontynentalne z Rio de Janeiro do Foz Do Iguacu i z Puerto Iguacu do Buenos Aires. Pozostałe części trasy pokonywaliśmy autobusami, które jak już pisaliśmy we wcześniejszych wpisach, w Ameryce Południowej są bardzo komfortowe.
Za bilet z Malagi do Sao Paulo i z Limy do Paryża zapłaciliśmy w sumie 1004 zł na osobę. Udało się to dzięki wielokrotnemu szperaniu przez nas za lotami i promocji linii Iberia. Za loty z Rio do Foz do Iguazu linią LAN zapłaciliśmy 571 zł za osobę, zaś za lot z Puerto Iguazu do Buenos Aires 569 zł za osobę. Dodatkowo mieliśmy lot Ryanairem z Krakowa do Malagi (278 zł na osobę) i z Paryża do Krakowa (180 zł na osobę).
Po przeliczeniu wszystkich kosztów tego wyjazdu – samolotów, autobusów, noclegów, biletów wstępu, dodatkowych wycieczek, wyżywienia wyszło nam 8000 zł na osobę. Dla porównania z biurem podróży za wycieczkę zorganizowaną do Rio de Janeiro, Wodospadów Iguazu, Buenos Aires płaci się od 11 tys. zł. Za wycieczkę do Limy, Machu Picchu, Cusco, Jezioro Titicaca, Salar de Uyuni, Pustynię Atacama i Santiago de Chile z biurem podróży płaci się od 12 tys. zł. Razem wychodzi więc dużo więcej. Dodatkowo jest to wycieczka od-do, gdzie można zobaczyć tylko to, co przewodnik pokaże i gdzie kierowca zawiezie. Nie poznaje się prawdziwej Ameryki Łacińskiej.
My przede wszystkim dzięki tej wyprawie mogliśmy zobaczyć wiele niesamowitych miejsc, o których zobaczeniu marzyliśmy od lat. Poznaliśmy po drodze mnóstwo fantastycznych, uśmiechniętych ludzi, nie tylko backpackersów, zmierzających tą samą trasą, co my, ale także lokalnych ludzi, którzy, choć była między nami bariera językowa i kulturowa, zawsze byli gotowi do pomocy i służyli uśmiechem i gościnnością. Spróbowaliśmy mnóstwa lokalnych przysmaków, o których w Europie nikomu się nie śniło i aromatów, które Europie są całkowicie obce. Mogliśmy przejść się po najsłynniejszej plaży Oceanu Atlantyckiego- Copacabanie i Ipanemie i oglądać sambę tańczoną przez Brazylijczyków, oglądać wygraną Polaków z Brazylijczykami w Mistrzostwach Świata w siatkówce przy piwie razem z Brazylijczykami, napawać się widokiem nieziemskich wodospadów Iguazu i wejść pod jeden z wodospadów, by być przemoczonym do suchej nitki, oglądać tango argentyńskie przy akompaniamencie akordeonu i pianina popijając argentyńskie wino, zobaczyć winiarnie Mendozy- najsłynniejszego regionu winiarskiego w Argentynie, podziwiać ośnieżone szczyty And w drodze z Argentyny do Chile, spacerować pośród kolorowych graffiti w Valparaiso i oglądać panoramę Santiago de Chile otoczonego szczytami Andów, przejechać autobusem 22 godziny, gdy każdej godziny krajobraz zmieniał się z zielonego, winiarskiego w coraz bardziej pustynny, jechać rowerem przez Pustynię Atacama i unosić się na powierzchni lodowatej laguny pośrodku pustyni, pić herbatę z Koki na granicy Chile-Boliwia na wysokości ok. 4500m n.p.m., zachwycać się księżycowym krajobrazem dzikiej i mimo wszystko wciąż nieodkrytej Boliwii w drodze do Salar de Uyuni, spać na wys. 5000 m n.p.m. w domu zrobionym z soli i oglądać lamy o wschodzie słońca, bawić się perspektywą na największym solnisku na Ziemi, błąkać się po magicznych uliczkach La Paz, gdzie z każdego sklepiku, knajpki unosi się coraz bardziej aromatyczny zapach, iść pieszo do Aquas Calientes i stamtąd o 4 rano ruszyć do Machu Picchu, gdzie widoki absolutnie zapierają dech w piersiach, oglądać zachód słońca na wzgórzu nad jeziorem Titicaca popijając wino, zjeżdżać na desce z wielkich wydm w Huacachinii, a później jeść obiad i pić piwo w przytulnej oazie w pełnym słońcu, podziwiać pingwiny i lwy morskie w Islas Ballestas, wreszcie z zazdrością spoglądać na paralotniarzy unoszących się nad Miraflores w Limie… Te i wiele innych wspomnień wywołują błysk w naszych oczach i ciepło na sercu. Tych chwil nikt nigdy nam nie zabierze i warte to było wszelkich wyrzeczeń i każdych pieniędzy. Wróciliśmy jako inni ludzie – ludzie z bagażem doświadczeń, pełni wytrwałości i siły na kolejne podboje. Wiemy też, że musimy wrócić do Ameryki Południowej najprędzej, jak się da. Bowiem jest to kontynent absolutnie niesamowity dzięki swojej naturze, historii, uśmiechniętym ludziom, fantastycznym widokom i wciąż niewielkiej liczbie turystów. My na pewno wrócimy do Ameryki Południowej, gdyż wciąż mamy niedosyt i wciąż czeka na nas całe mnóstwo miejsc do odkrycia. I z naszej strony zachęcamy każdego do podróży w ten rejon świata. Nikt tego nie pożałuje.
Wpis ten dodajemy z autobusu do Warszawy, gdyż rano lecimy na podbój Azji – Tajlandii, Kambodży i Wietnamu! 🙂
12 komentarzy
Zazdroszczę bardzoooo! Mam nadzieję, że i nam uda się kiedyś zwiedzić Peru 🙂
to był nasz pierwszy poza-Europejski wyjazd i nigdy go nie zapomnimy, Ameryka Południowa i Peru są niesamowite, trzymamy kciuki, musisz pojechać! 🙂
To jest właśnie na mojej liście must see! Marzę o wyprawie do Ameryki Południowej na mojej liście są też Wenezuela i Kolumbia, ale boję się niestety o bezpieczeństwo. Jak to wyglądało z Waszego punktu widzenia? Czuliście się bezpiecznie w podróży?
Też nam się marzy Kolumbia. Mamy sporo znajomych, którzy zwiedzali nie tak dawno Kolumbię i czuli się bezpiecznie. Z naszej perspektywy – Ameryka Południowa jest inna niż Azja. W Azji zawsze czuliśmy się bardzo bezpiecznie, wszędzie i na każdy kroku. W Ameryce Południowej wiele lokalsów nas ostrzegało na ulicach, żebyśmy nie paradowali z aparatem na wierzchu, że musimy bardzo uważać. Jednak nam się nic nie stało. Ale nie czuliśmy się tak swobodnie, jak w Azji. Jest bezpiecznie, ale trzeba uważać. Jak wszędzie na świecie. Szczególnie w dużych miastach, jak Sao Paolo i Rio de Janeiro. Tam w nocy czuliśmy się zaniepokojeni, przede wszystkim ze względu na dużą ilość bezdomnych na każdym kroku. Ale poza dużymi metropoliami czuliśmy się dobrze. W nocnych autobusach zawsze przed wejściem obsługa kręci film, kto wchodzi, niektórzy zbierają odciski palców, więc starają się dbać obezpieczeństwo podróżnych. Ludzie są bardzo przyjaźni, pomocni. Najbezpieczniej czuliśmy się w Chile i Boliwii. My wrócimy do Ameryki Południowej z przyjemnością. Pozdrawiamy ciepło! 🙂
Z tym bezpieczeństwem różnie bywa, nasi przyjaciele zwiedzili spory obszar Ameryki Południowej i nie natknęli się na żadne nieprzyjemności, zaś nasi znajomi już w drugim dniu pobytu w Chile zostali napadnięci, na szczęście skończyło się tylko na kradzieży. Podobnie w Polsce, czasem tak się ułoży, że ktoś nas mniej lub bardziej bezpośregnio zaatakuje. Ale to nie powinno zniechęcać do zwiedzania świata, poznawania jego nowych zakątków i kultury.
Widzisz, z tym bezpieczeństwem różnie bywa, bo jakby się dłużej zastanowić to w dzisiejszym świecie już nigdzie nie jest bezpiecznie, może się każdemu coś stać na pustyni w Tunezji, ale tak samo można dostać maczetą w Krakowie, jeśli się jest w nieodpowiednim czasie i miejscu. Nam się nic nie stało w Ameryce Południowej, jedyne co, to czuliśmy niepokój spacerując nocą po ulicach Sao Paolo w Brazylii, bo bezdomnych i narkomanów się nie da zliczyć, bardzo smutny widok. Ale tak samo może nam się coś stać siedząc w domu, więc z dwojga złego, lepiej wrzucić plecak na plecy i ruszyć na podbój świata! 🙂
Pozdrawiamy ciepło 🙂
Fantastyczna podróż!
No i Piotrek bez brody, a Ty w krótkich włosach.
Jakieś zamierzchłe czasy-)
Piękne widoki, przygody, super podsumowanie. Jest co wspominac!
Marek tam był, ja jeszcze nie dotarłam.
Serdecznie pozdrawiam-))))
Ale Irenko wygrzebałaś starocie! I przypomniałaś mi, jaki mamy bałagan w starych postach! Muszę się wreszcie za to zabrać, bo woła o pomstę do nieba!
Stare dzieje, w Ameryce Południowej zaczął zapuszczać brodę, bo miał 6 tygodni bez chodzenia do biura i stwierdził, że to idealny moment:)
Ameryka Południowa to nasz pierwszy wspólny wyjazd poza Europę, jako studenciaki, z mikro funduszami i to chyba jeden z naszych najlepszych wyjazdów! 🙂
Dziękujemy Irenko i pozdrawiamy cieplutko, jak zawsze! 🙂
Super, że tak to miło wspominacie!
Ile ja mam bałaganu w postach, brak słów,muszę poprawic tyle rzeczy.
Te pierwsze wyjazdy są zawsze spontaniczne i fantastyczne.
Buziaki-)))
Nie ukrywam, że ten wpis porównywałem ze swoimi doświadczeniami z Ameryki Południowej. Najgorętsze miejsce – tak, Atacama. Ale zwierzę – już się nie zgodzę, a co! Pingwiny mi się najbardziej podobały 😀
Aż mi się łezka zakręciła jak zobaczyłem zdjęcie przejścia granicznego Chile- Boliwia, na którym też przekraczałem granicę…
Jeśli chodzi o miasta, to mnie inne przypadły do gustu, ale z tego co widzę, to odwiedzaliśmy inne kraje 🙂 Moimi faworytami póki co w Ameryce Południowej jest Otavalo w Ekwadorze i Ushuaia w Argentynie.
A, i też byłem na targu czarownic 😀
Fajnie się to ogląda i czyta, wspominając.
Zazdraszczam Brazylii 😉
Nie mieliśmy ich tak blisko, ale pewnie też by nam się najbardziej spodobały pingwiny! 😀 Tego przejścia granicznego nigdy nie zapomnimy! I pierwszych kroków na wysokości, które sprawiały tyle trudu i tak męczyły 🙂
Ta podróż była już tyle lat temu, podejrzewamy, że dzisiaj podobałoby się nam co innego i szukalibyśmy co innego 🙂 Ushuaia jest naszym ogromnym marzeniem i mamy nadzieję tam dotrzeć 🙂
Pozdrawiamy ciepło!
Czytając Waszą relację przywoływały mi się wspomnienia z przed 20 lat mojej przygody z Ameryką Łacińską. Odwiedziłem wtedy większość przywoływanych przez Was miejsc i miejsc do których jeszcze nie dotarliście takich jak np. Valle de la Luna, Talampaya, Pente de Inca, Półwysep Valdes, Glaciar Perito Moreno w Argentynie, Huaraz czy Chavin de Huantar w Peru itp. Oczywiście warto podzielić się własnym doświadczeniem i skorzystać z podpowiedzi. Jestem na to otwarty. Niestety moje doświadczenia są dość mocno nieaktualne i ni jak nie mają się do Waszych, gdyż zwiedzałem te miejsca mieszkając przez kilka lat w Buenos Aires i Limie w większości za pomocą samochodu. Pomimo, że tak na oko mam ze dwa razy tyle lat co Wy (a może i jeszcze więcej), marzy mi się jednak, aby powrócić w tamte strony i pokazać żonie uroki AŁ w formie trackingowej. Najlepszym sposobem było by skorzystanie z Waszego wzorca, korzystając głównie z autobusów, wewnętrznych samolotów czy taksówek. Jednak najbardziej zaciekawiła mnie piesza trasa do Machu Picchu, którą pokonaliście. Ja korzystałem wtedy z komfortowego transportu koleją z Cuzco i dowozem autobusowym na miejsce. Byłbym więc wdzięczny za wskazówki i ewentualne podpowiedzi. Z góry dziękuję i pozdrawiam. Marek / email: Baires1@wp.pl