Drugą noc w okolicach wodospadów Iguazu spędziliśmy już po stronie argentyńskiej w Puerto Iguazu. Bardzo urocze i malutkie miasteczko. Okazało się, że zwiedzanie obu stron wodospadów w jeden dzień było strzałem w dziesiątkę, bo kolejny dzień powitał nas burzą i wielka ulewą, co lekko ograniczyłoby nasze odczucia co do samych wodospadów. Dlatego też, skoro wodospady już oglądnęliśmy, postanowiliśmy zacząć kolejny dzień od odwiedzenia zapory Itaipu, która znajduje się po stronie brazylijskiej. Co śmieszne, najtańszą i najszybszą opcja dostania się tam była taksówka. Dlatego też wzięliśmy taksówkę i wraz z kierowcą o imieniu Carlito – przefajny gość, pojechaliśmy znów do Brazylii. Oczywiście na granicy, jak zwykle, straciliśmy kupę czasu tylko po to, by ostatecznie wbili nam kolejne pieczątki i puścili dalej.
Zapora Itaipu jest drugą co do wielkości na świecie elektrownią wodną na świecie. Wszelkie zdjęcia, które znajdzie się w Internecie, ale też nasze, w żaden sposób nie oddają ogromu tej zapory. Dopiero z bliska człowiek uświadamia sobie, jak jest malutki.
Itaipu leży na granicy pomiędzy Brazylią a Paragwajem. Tak naprawdę zwiedzając zaporę przechodzi się na kilka minut na teren Paragwaju. Leży ona na rzece Parana w pobliżu wodospadów Iguacu. Co ciekawe, budowa zapory pochłonęła na zawsze jeszcze większe niż Iguacu wodospady o nazwie Guaira. Wielka szkoda.
Podjechaliśmy pod wejście na teren elektrowni taksówką i tam wykupiliśmy wycieczkę panoramiczną. Była też opcja zwiedzania zapory od środka, które trwa jednak dużo dłużej i szczerze mówiąc nie brzmi jakoś interesująco.
Wycieczka panoramiczna po Itaipu to objazd autobusem całego terenu nie tylko zapory, ale także wokół. Autobus zatrzymuje się po drodze 3 razy, organizując postój na kilkanaście minut. W czasie jazdy przewodnik, a także jeden z konstruktorów cały czas opowiadają o samej zaporze, jak i planach jej dotyczących. Choć zapora to pewnie nie jest rzecz niesamowicie fascynująca, to naprawdę warto tam pojechać i zobaczyć ogrom tej konstrukcji.
Jeśli ktoś zamierza skorzystać z tejże panoramicznej wersji- ubierzcie się naprawdę ciepło. Jedzie się piętrowym autobusem bez okien, a piździ tak, że głowę urywa. My mieliśmy dodatkowo pecha, bo zaczął w miedzy czasie padać deszcz.
Dalej wróciliśmy z naszym Carlitem do Argentyny do hostelu. Lało jak z cebra, więc dumaliśmy, co dalej robić. Padło na Guira Oga- rezerwat i lecznica w jednym dla opuszczonych i chorych zwierząt. Guira Oga znajduje się niedaleko Puerto Iguazu, po drodze na wodospady Iguazu. Świetne miejsce. Usytuowane jest pośrodku lasu, gdzie dojeżdża się z przewodnikiem traktorem, a dalej obchodzi się wszystkie miejsca, gdzie są zwierzęta. Często są to okazy, które znaleziono potrącone na ulicy lub uratowano od handlarzy skórą tudzież piórami. Są te takie, które zostały odrzucone przez swoje stado. Prócz leczenia tych zwierząt i przystosowywania ich do powrotu do swojego środowiska, pracownicy starają się pomnażać te gatunki, które są zagrożone wymarciem.
W każdym razie udało nam się tutaj to, co nie udało się na wodospadach. Zobaczyliśmy tukana! Było aż 6 tukanów. Co ciekawe, na wodospadach, choć jest to miejsce, gdzie występuję mnóstwo tych ptaków, to jednak znalezienie go graniczy z cudem. Podobno tukany wychodzą z ukrycia dopiero w nocy i nad ranem, zanim ludzie zaczną swoją wędrówkę po wodospadach.
Po powrocie w wielkiej ulewie do Puerto Iguazu, stwierdziliśmy, że skoczymy jeszcze na punkt widokowy nad rzeką, z której roztacza się widok na trzy granice- argentyńską, brazylijską i paragwajską. Zanim tam dotarliśmy zrobiło się już całkiem ciemno, ale z racji tego, że to nasz ostatni wieczór tutaj-przyjść trzeba było.