Dzień drugi w Rio rozpoczął się tym, że niestety nie udało nam się pojechać na Ilha Grande. O ile było gorąco to jednak słońce ukryte było za chmurami, przez co laguny nie wyglądałyby aż tak atrakcyjnie jak w słońcu. Poza tym wycieczka trwa cały dzień, a prognozy mówiły, że druga połowa dnia ma być deszczowa, więc musieliśmy zrezygnować z Ilha Grande. Cóż, przynajmniej będzie powód, by tu jeszcze wrócić.
Z tego też względu postanowiliśmy czym prędzej ruszyć w kierunku Corcovado, by kupić bilety na kolejkę na górę z Chrystusem. Nie kupowaliśmy wcześniej biletów przez Internet, bo do końca nie wiedzieliśmy, w który dzień będziemy chcieli iść, ale tym, którzy się wybierają do Rio polecamy kupić bilet wcześniej on-line- unikniecie gigantycznych kolejek i oczekiwania kilka godzin na wyjazd na górę.
Początkowo mieliśmy plan, żeby na Corcovado wejść pieszo, wysokość ok. 710 m n.p.m., trekking trwa jakieś 2,5h. Ostatecznie jednak niepewna pogoda pokrzyżowała nam plany i stwierdziliśmy, ze kiepską opcją byłoby wchodzenie na górę po to, by okazało się, że na szczycie pada deszcz. Wybraliśmy więc tradycyjną opcję, czyli kolejkę. Udało nam się kupić bilet na kolejkę dopiero na za 2 h, ale w tym czasie nie zamierzaliśmy siedzieć bezczynnie i czekać na wjazd na górę.
Wsiedliśmy w autobus i udaliśmy się na plażę Flamengo, skąd rozpościera się genialny widok na Głowę Cukru. Mieliśmy jakieś 1,5h, żeby nacieszyć oczy i na spokojnie wrócić pod Corcovado. Namiastka plaży Flamengo poniżej. Komentarz chyba zbędny
Pod Corcovado dotarliśmy na czas, wsiedliśmy do kolejki i pomknęliśmy na górę ze słynnym posągiem Chrystusa. Dla ciekawskich- wykonał go francuski rzeźbiarz polskiego pochodzenia- Paul Lewandowski. Umieszczenie 38-metrowego posągu na szczycie Corcovado musiało być nie lada wyzwaniem.
Kolejka wioząca na szczyt jedzie poprzez tropikalny las, w którym aż roi się m.in. od makaków skaczących po drzewach. Oczywiście jadąc na górę zaczęliśmy żałować, że jednak nie poszliśmy pieszo. Cóż, trudno.
Ostatecznie wyjechaliśmy na szczyt, gdzie naszym oczom ukazał się słynny posąg Chrystusa, z drugiej zaś strony gigantyczny tłum oszalałych turystów, próbujących za wszelką cenę wcisnąć się pomiędzy innych, zdeptać, popchnąć, trącić. Jak walka o przetrwanie. Tłum doprowadza do szału, ale widoki wynagradzają wszystko.
Naszym kolejnym celem była plaża Ipanema, bezdyskusyjnie najpiękniejsza spośród wszystkich w Rio. Nie mogło obyć się bez Caipirinha – najpopularniejszego w Brazylii drinka. Nigdzie nie smakuje tak jak tutaj!
Z ipanemy wygonił nas ostatecznie deszcz, choć nie była to ulewa to jednak spędzanie czasu na plaży w czasie deszczu nie jest najprzyjemniejsze na świecie. Wyruszyliśmy spacerem w stronę Copacabany, po drodze zawitaliśmy jeszcze do Fortu Copacabana, który oddziela Ipanemę od Copacabany. Bardzo fajne muzeum w środku z licznymi działami, torpedami, a widoki na Copacabanę – bezcenne. Akurat trafiliśmy na 100-lecie fortu- grała wojskowa orkiestra, mnóstwo żołnierzy w odświętnych mundurach.
Kolejno udaliśmy się wzdłuż Copacabany w kierunku naszego hostelu, zatrzymując się jeszcze na chwilę aby posłuchać szumu fal oceanu. Planem wieczoru miała być impreza na Lapie, gdzie na ulicach wszyscy tańczą Sambę i można podłapać nieco ruchów oraz rozkoszować się dźwiękami muzyki na żywo. Niestety deszcze udaremnił nam nasze plany. Mamy nadzieję, że w nasz ostatni wieczór w Rio pogoda będzie nieco bardziej łaskawa 🙂
Adios!
3 komentarze
Przecudnie!
O tak, tłum potrafi być bezwzględny… Ludzie to naprawdę małpiego rozumu dostają jak tylko na horyzoncie pojawi się coś, co warto sfotografować 😉
Ale widok z Chrystusa naprawdę ładnie wygląda. Chociaż w słońcu wyglądałby jeszcze lepiej pewnie 🙂
Pozdrawiamy serdecznie 🙂
Widok niezapomniany, choc by dopchac sie choc na chwile i zrobic ladne zdjecie to trzeba sie niezle nagimnastykowac ? w sloncu na pewno jeszcze piekniej, ale tyle szczescia nie mielismy, od rana swiecilo, by pozniej niebo zakrylo sie chmurami… Ale wspomnienia pozostaja na zawsze ?